Dziś poznajemy język, w jakim Bóg stworzył życie – słowa Billa Clintona, ówczesnego prezydenta Stanów Zjednoczonych, zabrzmiały 26 czerwca 2000 r. niezwykle podniośle. Na miarę oczekiwań, jakie wiązano z rozszyfrowaniem genomu człowieka, a właśnie ten sukces ogłaszano podczas konferencji prasowej w Białym Domu.
Clinton, podobnie jak większość przeciętnych obserwatorów niemających z genetyką i biologią molekularną wiele wspólnego, prawdopodobnie wierzył, że obwieszcza przełom nie tyle w genetyce człowieka, co może nawet – zważywszy na jego patetyczny ton – w całej historii ludzkości. Być może był pewien, że tajemnice powstawania życia zostały właśnie wyjaśnione, bo dowiedzieliśmy się, co skrywa podwójna nić DNA. Na świat nie będą przychodzić dzieci z wadami genetycznymi, gdyż uda się je naprawić w zarodku. Zaczniemy uzdrawiać chorych, wyjaśnimy mechanizmy nie tylko nieuleczalnych plag – takich jak nowotwory, otyłość czy cukrzyca – ale zrozumiemy też biologiczne wyznaczniki ludzkich zachowań.
– Minęło od tamtej pory 14 lat i wiele oczekiwań po prostu się nie spełniło – sumuje gorzko prof. Piotr Stępień z Instytutu Genetyki i Biotechnologii Uniwersytetu Warszawskiego oraz Instytutu Biochemii i Biofizyki PAN. – Mam poczucie pewnego niespełnienia, ale widocznie taka jest natura: zbyt skomplikowana, by można ją było poznać w tak krótkim czasie.
Odsłona pierwsza: wyścig
Odkąd James Watson i Francis Crick wyjaśnili w 1953 r., czym jest helisa DNA, poznanie zasobu informacji genetycznej rozpalało wyobraźnię naukowców. Do tego stopnia, że uczeni zaangażowani w biologię molekularną nie wyobrażali sobie dalszego rozwoju tej dziedziny nauki bez rozszyfrowania ludzkiego genomu.