Jedno jest pewne – zasoby kiedyś się skończą, bo złoża surowców mineralnych są praktycznie nieodnawialne. Co prawda wciąż tworzą się nowe koncentracje kopalin, a ubytki zasobów spowodowane eksploatacją natura częściowo uzupełnia, ale niestety dzieje się to w czasie geologicznym operującym jednostkami rzędu milionów lat. W Zatoce Meksykańskiej w płytkich odwiertach, tuż pod powierzchnią młodych osadów dennych, można znaleźć mikroskopijne kulki kerogenu – woskowatej substancji organicznej, z której, jak dobrze pójdzie, może powstać ropa naftowa lub gaz ziemny... za kilka milionów lat.
Jedynym znanym, odnawiającym się w rozsądnym tempie rodzajem surowców są rudy żelaza pochodzenia biochemicznego, które w naszej strefie klimatycznej znaleźć można tuż pod powierzchnią podmokłych łąk i torfowisk. Pokłady tych kopalin, zwanych rudami darniowymi, dzisiaj nieeksploatowane z powodu niskiej zawartości metalu, powstają na skutek wytrącania żelaza z wód gruntowych i potrafią się odrodzić nawet w ciągu kilku lat od całkowitego wydobycia.
Surowcowa buchalteria
Rozbieżne opinie specjalistów co do momentu, w którym nastąpi smutne pożegnanie niektórych surowców, biorą się m.in. z zamętu w ocenie wielkości zasobów oraz technicznych i ekonomicznych możliwości ich wydobycia. Istnieją co prawda już od lat pięćdziesiątych międzynarodowe systemy klasyfikacji zasobów kopalin opracowane przez komitety ONZ, jednak analitycy pracujący w skali globalnej rzadko się nimi posługują, polegając częściej na własnych kryteriach porównawczych.
Nie wchodząc zbyt głęboko w tę skomplikowaną materię, spróbujmy przybliżyć niektóre pojęcia stosowane w surowcowej futurologii. Podstawą wszelkich rozważań są zasoby geologiczne.