Przychodzi do was kobieta po przejściach, z podbitym okiem, zaniedbana. Co jej siostra mówi? Wszystko się ułoży? Bóg jest miłością?
Nie moralizujemy, nie pouczamy, nie oceniamy. Jeśli uciekła od męża, który od lat ją bije, zastanawiam się tylko nad tym, co kiedyś musieli jej zrobić, żeby znosiła takie totalne poniżanie. Co ta kobieta musi mieć wkręcone na swój temat, że teraz daje się tłuc. Rozmawiamy. Ale ostatecznie to ona musi do tego dojść. Sama musi znaleźć swoją drogę z piekła.
Ale tak znów niebiańsko u was nie jest...
I niektóre kobiety mają z tym problem. Problem z zasadami. Pomagamy im, ale na naszych warunkach. Każda dziewczyna obowiązkowo przechodzi terapię albo leczenie. Musi przestrzegać regulaminu, uczestniczyć w swoich dyżurach porządkowych. Jeśli lawiruje, kłamie, kombinuje – reagujemy. Mówię jej wtedy wprost: nie posprzątałaś po sobie, już drugi raz musiałam zrobić to za ciebie, to nie w porządku i jestem na ciebie wkurzona. Obie strony uczą się tej rozmowy.
Próba sił?
W pewnym sensie tak. I nie zawsze musimy postawić na swoim. Chcemy umieć słuchać tych kobiet. Rozumieć ich historie. Nie każdy i nie zawsze będzie gotowy na pomoc. Nie jest tak, że im więcej my damy, tym więcej ktoś przyjmie. To tak jakby się uprzeć, żeby pojemność szklanki wlać do kieliszka.
Zgłaszają się do was kobiety ofiary. To bywa przemoc domowa, zmuszanie do prostytucji, handel ludźmi. Ale nie zawsze przychodzą tylko zahukane, skrzywdzone istotki. Czy wasze podopieczne też bywają złe?
Nie, nie. Zupełnie inaczej. Nasiąkają złem. Ofiary przemocy często same stają się katami. Zupełnie nieświadomie. Dać dziecku w łeb to jest norma. W ich świecie nikt z nikim nie dyskutuje. Jak komuś coś w tobie nie pasuje, obrywasz. Z jednej z strony musimy otoczyć taką kobietę opieką.