Niemowlę wpatruje się w twarz matki. Słyszy jej głos, obserwuje poruszające się usta. To pierwsze lekcje mowy, które odbieramy po przyjściu na świat. Na długo, zanim sami zaczniemy artykułować głoski, budować z nich słowa, a ze słów – tworzyć zdania. Linda Clark, irlandzka specjalistka w dziedzinie zaburzeń mowy, w książce „Uczymy się mówić, mówimy, by się uczyć” pisze, że „niemowlęta z wrodzonym zainteresowaniem przysłuchują się rozbrzmiewającym wokół nich dźwiękom i potrafią zrozumieć, co mówimy, na długo przedtem, zanim same zaczną się wypowiadać. Jest to najważniejsza sprawa – zrozumienie zawsze o krok wyprzedza mówienie”.
Mową rządzi mózg
Biologia mowy, która leży u podstaw komunikowania się z otoczeniem, nie zależy tylko od sprawnego aparatu artykulacyjnego, czyli ruchów ust, języka, żuchwy lub podniebienia. – Wszystko odbywa się na poziomie ośrodkowego układu nerwowego, gdzie znajdują się ośrodki mowy, słuchu i wzroku – wylicza dr Agata Szkiełkowska, kierująca Kliniką Audiologii i Foniatrii w Instytucie Fizjologii i Patologii Słuchu w Kajetanach koło Warszawy. To właśnie narząd słuchu odgrywa szczególnie ważną rolę w kształtowaniu i rozwijaniu mowy, ponieważ ucho – nasz łowca dźwięków – nadzoruje i kontroluje to, co mówimy.
Zanim jednak usłyszymy swój głos, trzeba zaangażować inne narządy. Z punktu widzenia biologii głos powstaje w krtani, ale sam głos to co innego niż mowa i język, którym się na co dzień posługujemy. Głos jest nośnikiem mowy. Zwierzęta też mają krtań, lecz mimo wydawania głosu nie potrafią mówić.
– Tworzenie wypowiedzi słownych zaczyna się w mózgu, gdyż tu musi najpierw powstać ich plan – wyjaśnia dr Agata Szkiełkowska.