Ja My Oni

Trudno ze sobą, bez siebie – trudniej, czyli jak powinna wyglądać terapia par

Jak powinna wyglądać terapia par

Najtrudniej pracować z parami, dla których problemem jest być razem, ale jeszcze większym – się rozstać. Najtrudniej pracować z parami, dla których problemem jest być razem, ale jeszcze większym – się rozstać. Ilana Kohn / Getty Images
Terapia par jest dla osób gotowych na nowo spojrzeć na siebie i swój związek. Jak powinna wyglądać?
Nie wszystkie terapie kończą się odświeżeniem zmęczonych wspólnym życiem uczuć.www.bridgemanart.com Nie wszystkie terapie kończą się odświeżeniem zmęczonych wspólnym życiem uczuć.

Artykuł ukazał się w „Ja My Oni” tom 20. „Psychoterapia. Dla kogo, u kogo”. Poradnik dostępny w Polityce Cyfrowej i w naszym sklepie internetowym.

***

Związek z drugim człowiekiem jest dla Polaków źródłem satysfakcji i bezpieczeństwa, co potwierdzają wyniki rozmaitych badań, np. sondażu CBOS z 2013 r. Szczęście rodzinne jako najwyższą życiową wartość wymieniło w nim czworo na każdych pięcioro badanych. Jednak wejście w związek, utrzymanie go, dbanie o bliskość, a przy tym zachowanie autonomii to duże wyzwania. Nie wszyscy potrafią sobie z nimi poradzić sami.

Para przychodzi do gabinetu

(kto, z jakim stażem i z jakim problemem zgłasza się po pomoc)

Najmłodsi stający przed drzwiami gabinetów terapeutów mają za sobą zaledwie kilka miesięcy wspólnego życia. To czas, kiedy bardzo silnie konfrontują się z wzajemnymi oczekiwaniami. Punktem zwrotnym bywa dla nich moment wspólnego zamieszkania. Albo sformalizowanie związku, po którym – jak sądzili – wszystko się zmieni. A nie zmienia się, bo konkretne wyobrażenia, co należy do męża, co do żony, nie zostały wyrażone i okazały się nie przystawać do wyobrażeń partnera.

Druga liczna grupa to pary, które są w środku swojego związku – i życia – czyli ludzie w wieku 35–45 lat. Przynoszą ze sobą skumulowane zawiedzione oczekiwania. – Często zadają sobie pytanie, czy to, co mam, to już wszystko, czego mogę oczekiwać od związku? Czy nic bardziej porywającego już się w moim życiu nie zdarzy? Czy jestem zdolny do czegoś więcej w tej relacji? A może lepiej skorzystać z okazji, poszukać gdzie indziej, póki jeszcze czas? – opowiada Zofia Milska-Wrzosińska z Laboratorium Psychoedukacji, która od ponad trzydziestu lat prowadzi terapię par.

Mają za sobą wiele kompromisów, z których nie są zadowoleni. I bardzo dużo zadań: opiekę nad dziećmi i schorowanymi rodzicami, intensywną pracę ze względu na wspólne zobowiązania finansowe. – Impulsami do wizyty u psychoterapeuty są często poczucie niesprawiedliwości związane z nierównomiernym rozłożeniem obowiązków, zawiedzione oczekiwania, odzyskanie uczuć partnera lub chęć kierowania rodziną według własnych reguł – wyjaśnia prof. Barbara Tryjarska zajmująca się psychoterapią systemową. Nadmierne obciążenia mogą prowadzić do rozczarowania i wygasania uczuć. Dynamika tych zmian nie musi być ostra. Poczucie stopniowego odsuwania się od siebie prowadzi jednak do fundamentalnego pytania: co nas jeszcze łączy? Drogi wielu takich par w tym momencie się rozchodzą. Zwłaszcza jeśli jedna z osób wniosła do związku przekonania, że miłość nie jest trwała, że nie można polegać na drugiej osobie, że człowiek jest zawsze samotny.

Pary 50+ trafiają do gabinetu w momencie, kiedy usamodzielniają się ich dzieci. Kobiety tracą wtedy źródło ważnej satysfakcji emocjonalnej. Mężczyźni dodatkowo zaczynają podsumowywać swoje życie, myśleć o emeryturze. Nierzadko zdają sobie sprawę, że pewnych rzeczy już nie osiągną. – Jeżeli więc para przez całe życie sprawnie wykonuje zadania rodzinne, ale małżonkowie nigdy nie byli sobie autentycznie bliscy, to ten etap może skłaniać do poszukiwań tzw. drugiej młodości, która pozwoli im znów poczuć swoją sprawczość i atrakcyjność. Jeżeli jednak para znajdzie powód, dla którego chce wspólnie spędzić starość, jest jeszcze szansa na mądre porozumienie – tłumaczy prof. Tryjarska.

Motywacje partnerów na różnych etapach związku są podobne. – Zazwyczaj chodzi o władzę i kontrolę. O to, kto zarządza, kto ma decydujące zdanie w różnych sprawach. Ważną kwestią jest także szacunek, to, że jedno z partnerów czuje, że drugie go nie słucha lub nie liczy się z jego zdaniem – wyjaśnia Małgorzata Wolska z Ambulatorium Terapii Rodzin Kliniki Psychiatrii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Bywa, że jest to też nieuświadomiona próba udowodnienia, kto jest w związku bardziej winny tego, że małżeństwo znalazło się w kryzysie.

Zofia Milska-Wrzosińska wskazuje jeszcze kilka sygnałów, które świadczą o tym, że w związku dzieje się źle. Trudność w określeniu, co w relacji jest wciąż ważne. Nieumiejętność oceny, co w drugiej osobie jest wartością. Przewaga w relacji emocji negatywnych. – Nie dochodziło między nami do dzikich awantur – opowiada Magda już z perspektywy zakończonej wspólnej z mężem psychoterapii. – Ale ciągle warczeliśmy na siebie i dobrych momentów było zdecydowanie mniej niż nerwowych, smutnych. Równie niepokojące jest unikanie bliskości fizycznej, brak seksu i nierozmawianie o tym.

Para decyduje

(co proponują psychoterapeuci różnych nurtów)

Psychoterapeuci pracują w ramach różnych nurtów terapeutycznych. Pary powinny zatem zorientować się, który potencjalnie najbardziej im odpowiada, a następnie umówić się z terapeutą na konsultację. Trwa ona zazwyczaj 50–100 minut i kończy się ustaleniem optymalnej formy pomocy.

Podejście psychodynamiczne to przede wszystkim praca nad indywidualną historią każdego z partnerów. Daje ono dużo większą możliwość wglądu w siebie, zauważenia, że czasem to, na co tak narzekamy, ma głębokie uwarunkowania. Pary czasami obawiają się, że „grzebanie w sobie” jest nieproporcjonalne w stosunku do problemów, z którymi przychodzą. Ale psychoterapeuci pracujący w tym nurcie przekonują, że czas poświęcony na uczciwy wgląd w siebie jest szczepionką na dobre wychodzenie z kryzysów. Niektórzy zalecają jednocześnie równoległą terapię indywidualną dla obojga pacjentów, zwłaszcza wtedy, gdy uważają, że do przepracowania są jakieś poważne tematy, związane z wrogimi lub perwersyjnymi impulsami w stosunku do współpartnera. Obowiązuje tu zasada, że specjalista prowadzący terapię pary nie powinien prowadzić terapii indywidualnej żadnego z partnerów. Oraz że w pracy z parą każdy z partnerów powinien od terapeuty otrzymać tyle samo uwagi.

W podejściu poznawczo-behawioralnym nacisk kładzie się na rozpoznawanie przekonań i doświadczeń dotyczących działania obu stron związku. Każdy zaczyna budować relację z pewną konkretną wizją tego, jak ona powinna wyglądać. Często wynosi się ją z domów rodzinnych i powiela lub, jeśli relacja rodziców była krzywdząca, buduje własny związek na zasadzie zaprzeczenia. Czasem podczas sesji zalecane są różnego rodzaju treningi, w ramach których małżonkowie mają się nauczyć konkretnych umiejętności, np. radzenia sobie z negatywnymi emocjami, okazywania uczuć czy sposobów porozumiewania się w kwestiach problemowych. Terapeuta z góry określa reguły, którymi należy się posługiwać, wierzy bowiem, że jeżeli para dobrze nauczy się pewnych technik postępowania i w czasie terapii rozwiąże nie tylko jeden wiodący, ale kilka innych ważnych dla siebie problemów, posiądzie wiedzę, jak sobie radzić z każdym kolejnym konfliktem.

O ile powyższe nurty koncentrują się na poszczególnych osobach w związku, w podejściu systemowym jako odrębną jakość postrzega się parę. Terapeuci systemowi podkreślają, że jednym z ważnych elementów ich dociekań jest powtarzający się schemat zachowań w związku. Przykładowo mąż wraca zmęczony do domu po całym dniu pracy. Marzy tylko o chwili relaksu i ciepłym posiłku. Żona, która przez cały dzień zajmowała się ich małym dzieckiem, chce omówić wydarzenia mijającego dnia. Od progu zagaduje męża, ten odburkuje coś pod nosem, siada w fotelu i wyjmuje gazetę. Ona się złości, bo czuje się zignorowana, on jest zły, bo po ciężkim dniu pracy czekają go tylko pretensje. Prof. Barbara Tryjarska wyjaśnia, że taka właśnie sekwencja zdarzeń będzie dla terapeuty najbardziej interesująca: – Będzie on dążył do zmiany ciągu zachowań małżonków takich, które w efekcie prowadzą do niezrozumienia, zranienia, wycofania. Istotne są przede wszystkim te sytuacje, które eskalują negatywne emocje i z którymi partnerzy sobie nie radzą, zamrażając w ten sposób swoją relację.

Para nie do terapii

(kiedy terapeuta może albo wręcz powinien odmówić terapii)

Nie każda para kwalifikuje się do terapii i nie każdą terapeuta ma obowiązek przyjąć. Tak się dzieje, kiedy jeden z partnerów ma przed drugim tajemnicę i nie zamierza jej wyjawić. Tak było z Krzysztofem. – Nasz związek się rozpadał już od kilku lat, a ja od roku miałem romans z inną kobietą. Nie umiałem podjąć decyzji, z którą z nich chcę być. Miałem nadzieję, że terapia z żoną pomoże mi zdecydować, ale terapeuta nie zgodził się nas poprowadzić – opowiada. Bo, jak mówi Zofia Milska-Wrzosińska, dopiero po zakończeniu równoległej relacji, można efektywnie pracować z parą.

Jeśli do zdrady doszło wcześniej, ale romans ustał, terapeuta może podjąć się terapii, ale podczas indywidualnej konsultacji zapyta, o których rzeczach kobieta czy mężczyzna obawia się rozmawiać w czasie wspólnych sesji. Jeśli któreś wyzna, że odczuwa na przykład niechęć seksualną wobec partnera i to ma istotny wpływ na jakość relacji, terapeuta będzie wspierał w wyznaniu tego przed partnerem.

– Terapii pary nie należy podejmować także, kiedy para przychodzi na konsultacje, ale jedno z nich podjęło już decyzję o rozstaniu – mówi Zofia Milska-Wrzosińska. – Czasem kryje się za tym potrzeba zdobycia dowodu dla rodziny czy znajomych, to może i dla sądu – że zrobiło się wszystko, aby ratować związek. Niektórzy pacjenci mają nadzieję, że to terapeuta przekaże partnerowi decyzję o rozstaniu i wtedy partner lepiej to zniesie. Oczywiście żaden profesjonalista nie może zdjąć z pacjenta tej odpowiedzialności.

Terapeuci mogą też odmówić terapii pary, kiedy w związku dochodzi do przemocy fizycznej. Wtedy wszystkie siły powinny bowiem być skierowane na zapewnienie bezpieczeństwa ofierze. Udzielają zatem porady, do jakiej instytucji taka osoba powinna się zwrócić, i oferują wsparcie w postaci terapii indywidualnej.

Nie do pary

(co robić, gdy tylko jedna strona chce terapii)

Wciąż pokutuje przekonanie, że problemy w związku częściej zgłaszają kobiety i to one przede wszystkim chcą psychoterapii. Tymczasem, szczególnie w dużych miastach, inicjatorami terapii małżeńskich bywają mężczyźni. – Reagują jednak z opóźnieniem – mówi prof. Tryjarska. – Zazwyczaj dopiero wtedy, kiedy dowiadują się, że partnerka chce ich opuścić. Gdy rozmawiamy o tym na sesjach, okazuje się, że żona wielokrotnie wcześniej mówiła, że chciałaby w związku coś zmienić.

Zdarza się także, że do gabinetu przychodzi tylko jedna osoba, tłumacząc, że ona chciałaby pracować, a druga strona nie widzi takiej potrzeby. Magdalena opowiada, że kiedy zaproponowała mężowi terapię, najpierw ją wyśmiał, później tłumaczył, że sami sobie poradzą. Postanowiła więc go zaniepokoić. – Tak jak zasugerował terapeuta, powiedziałam mu – raz, za to stanowczo – że na sesji przedstawiam tylko moją wersję zdarzeń, a sprawa dotyczy nas obojga, więc warto, by także on się wypowiedział. I poszedł. Najpierw sam, a potem dołączył do mnie – opowiada.

Jeśli zasugerowanie niechętnemu terapii partnerowi, by sam poszedł na sesję, nie zadziała, drugi może podjąć własną terapię. – Po jakimś czasie ta niechętna terapii osoba widzi zmiany u partnera – stwierdza Zofia Milska-Wrzosińska. – Partner inaczej przedstawia swoje racje, reaguje w nowy zaskakujący sposób. I być może w końcu osoba wspólnej terapii nieprzychylna jednak się na nią zdecyduje.

Nie zawsze jednak scenariusz jest tak optymistyczny. Agnieszka opowiada, że jej partner nie był zainteresowany wspólną terapią. Ona przez kilkanaście miesięcy przyglądała się swojemu funkcjonowaniu w tym związku, aż wreszcie utwierdziła się w przekonaniu, że w takim układzie dalej funkcjonować nie chce i już nawet nie umie: – Ostatecznie się rozstaliśmy, za co początkowo Paweł winił terapeutę, później mnie, aż w końcu przyznał, że takiej odmienionej mnie już nie chce, że związek sprzed mojej terapii bardziej mu odpowiadał. To było dla mnie trudne, ale uznałam, że to on nie dojrzał do lepszej relacji ze mną.

Bywają sytuacje, kiedy początkowe rozdzielenie terapii jest korzystne. Na przykład, jeśli jedna osoba w związku jest mocno zaangażowana we własne przeżycia, pełne dramatycznych emocji. – Kiedy dowiedziała się o zdradzie, jest pełna żalu i targa nią wewnętrzny konflikt. Wtedy każde powinno odbyć krótkoterminową terapię skoncentrowaną na tym, co najważniejsze: osoba zdradzona może zająć się utratą zaufania, poczuciem krzywdy, a ten, który zdradził, swoją ambiwalencją albo lękiem przed opuszczeniem – radzi Zofia Milska-Wrzosińska.

Czasem w trakcie terapii okazuje się, że jedna osoba ma poważne problemy emocjonalne, np. stany depresyjno-lękowe albo zaburzenia osobowości. – Jeżeli para jest w konflikcie, zaburzenia jednej osoby są zazwyczaj wykorzystywane przez drugą do tego, żeby ją obwiniać. Albo uznać, że problem jest poza nim. Tymczasem nic nie zwalnia partnera od zastanowienia się, co także on mógłby w relacji zmienić – tłumaczy Małgorzata Wolska. To sytuacja, w której według wielu specjalistów wspólna terapia powinna trwać nadal, a osoba z głębszymi problemami emocjonalnymi powinna skorzystać także z terapii indywidualnej.

Najtrudniej pracować z parami, dla których problemem jest być razem, ale jeszcze większym – się rozstać. – Wzajemnie się niszczą, dochodzi do przemocy psychicznej, poniżania i ośmieszania partnera, a jednocześnie, kiedy jedna osoba decyduje się na odejście, druga próbuje ją zatrzymać. To kolejny przypadek, w którym proponuję terapię indywidualną – wyjaśnia Małgorzata Wolska i dodaje, że w żadnym razie nie może jednak zasugerować rozstania.

Para pracuje

(jakimi etapami przebiega terapia)

Psychoterapia par składa się z kilku etapów. Pierwszym jest sformułowanie kontraktu między partnerami i psychoterapeutą. Ustala się w nim m.in. długość i częstotliwość spotkań. Trwają one zazwyczaj godzinę lub półtorej i odbywają się raz na tydzień lub dwa tygodnie. Część terapeutów uważa, że dłuższa przerwa pomiędzy kolejnymi sesjami daje małżonkom przestrzeń na wdrożenie konkretnych rozwiązań wypracowanych podczas terapii oraz na bliższą obserwację.

Na tym etapie wyznacza się także cel, który jest możliwy do przyjęcia dla obojga partnerów. Oczywiście nie chodzi o „niech on nie będzie dla mnie taki okrutny” lub „niech ona mnie kocha”. Dobrze zdefiniowany cel powinien brzmieć np. tak: „chcemy pracować w takim kierunku, żeby się lepiej zrozumieć”, „chcemy okazywać sobie więcej dobrych uczuć”. Nie musi on do końca pozostać niezmienny – w toku terapii często okazuje się, że trzeba go uszczegółowić.

Następnym krokiem jest wyrażenie oczekiwań i pragnień wobec partnera, a także zawiedzionych nadziei i niespełnienia. – Ten moment na wyrzucenie z siebie wzajemnych żalów i pretensji jest bardzo trudny – wspomina Magdalena. – Wracaliśmy do domu w milczeniu, a później wybuchaliśmy i obwinialiśmy siebie za to, co drugie powiedziało na sesji. Czasami nie miałam pojęcia, że dana sprawa raniła mojego męża, ale dziś uważam, że usłyszenie tego było oczyszczające.

Następnie przychodzi czas na zrozumienie partnera, jego motywacji czy zaniechań, zamiast doszukiwania się w nim niedostatków. I na zrozumienie, że obie strony mają równy udział w doprowadzeniu do sytuacji, w której się znalazły. – Na tym etapie zwykle kończy się już wzajemne obwinianie i otwiera się możliwość wnikliwej rozmowy o związku – wyjaśnia prof. Barbara Tryjarska.

Na kolejnych etapach terapii zalecane są parom pewne zadania. Poczynając od spisania różnych obserwacji dotyczących związku lub partnera po działania bardziej symboliczne, takie jak wynotowanie wszystkich żalów, które mamy do współmałżonka, by potem wyobrazić sobie, co z nimi chcielibyśmy zrobić: zakopać, wykrzyczeć, a może spalić w ognisku.

Magdalena wspomina, że w terapii bardzo pomogły jej warsztaty grupowe. – To uwalnia z frustrującego poczucia, że moje małżeństwo jest najgorsze ze wszystkich. Warto przejrzeć się w oczach innych, którzy z dystansu lepiej widzą. Zofia Milska-Wrzosińska sądzi, że jednorazowe grupowe warsztaty dla par mogą być pożyteczne, ale trwająca dłużej terapia grupowa nie jest dla par optymalna, gdyż nie zapewnia odpowiedniego poziomu intymności. Przy okazji odradza też dzielenie się tym, co dzieje się na terapii ze znajomymi czy rodziną – to sprawa intymna i dostęp do wiedzy o niej powinni mieć tylko partnerzy.

Para uzdrowiona

(kiedy terapię można uznać za pomyślnie zakończoną)

Terapia kończy się, kiedy cel zostanie osiągnięty. Zwykle partnerzy doskonale to czują i niekiedy przed planowanym końcem sesji deklarują, że nie chcą już niczego więcej zmieniać w swojej relacji. – Terapeuta powinien to uszanować, nawet w przypadku osobistego przekonania, że lepiej by było, żeby pracowali dłużej na głębszym poziomie – tłumaczy prof. Tryjarska.

Zofia Milska-Wrzosińska mówi, że o sukcesie można mówić wtedy, kiedy para stworzy system samonaprawczy, czyli umiejętność powrotu do dobrych (a nawet lepszych) relacji po ostrych kryzysach: – Problemy, trudne emocje zawsze się pojawiają, bo życie niesie wciąż nowe wyzwania. Chodzi o to, by partnerzy umieli rozpoznać, że znów wchodzą w swój destrukcyjny cykl, umieli zatrzymać się w jakimś momencie i naprawić to, co się zepsuło. Niektóre pary wracają do niej raz na trzy miesiące, a później raz na pół roku, a potem jeszcze rzadziej. Te wizyty nazywa przeglądami serwisowymi. Ale czasami to pomoc doraźna. – Na przykład jeden z moich pacjentów, kilka lat po zakończonej terapii pary, po śmierci matki poczuł ogromny żal do żony, która nie umiała ułożyć dobrych relacji z teściową – mówi Zofia Milska-Wrzosińska.

Nie wszystkie terapie kończą się odświeżeniem zmęczonych wspólnym życiem uczuć. Zdarzają się związki, które w trakcie terapii uświadamiają sobie, że być może miały nierealistyczne oczekiwania od terapeuty, licząc, że ten za pomocą jakichś magicznych zabiegów poprawi ich związek. One zazwyczaj przerywają terapię. Ale niektórzy specjaliści uważają, że nawet dla nich sesje są korzyścią, bo pozwalają im dowiedzieć się czegoś ważnego o sobie i partnerze. A to może pomóc lepiej żyć dalej razem albo – bez żalu i gniewu – osobno.

Ja My Oni „Psychoterapia. Dla kogo, u kogo” (100102) z dnia 23.11.2015; Związek, rodzina, dzieci; s. 66
Oryginalny tytuł tekstu: "Trudno ze sobą, bez siebie – trudniej, czyli jak powinna wyglądać terapia par"
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną