W połowie czerwca 2014 r. w prestiżowym amerykańskim czasopiśmie naukowym „Proceedings of National Academy of Sciences” ukazał się artykuł „Eksperymentalny dowód na masowe zarażanie emocjonalne w sieciach społecznościowych”. Publikacja zapewne przeszłaby bez większego echa, bo nie odsłania wielkiego odkrycia naukowego – ku zdumieniu trójki autorów ich dzieło spotkało się jednak z niezwykle gorącą i emocjonalną recepcją.
Myszy fejsbukowe
Praca Adama Kramera z Data Science Team, ośrodka badawczego utworzonego przez Facebook relacjonuje eksperyment, jaki ten największy serwis społecznościowy na świecie przeprowadził w 2012 r. Grupa blisko 700 tys. angielskojęzycznych użytkowników zaczęła otrzymywać specjalnie spreparowane wiadomości – z oryginału usuwano słowa nacechowane pozytywnie lub negatywnie. Okazało się, że osoby, które dostały komunikaty o mniejszym ładunku pozytywnych emocji, same także przekazywały dalej mniej optymistyczne komentarze, stając się ogniwem negatywnej emocjonalnej „zarazy”. Odwrotny zabieg, czyli usunięcie treści zabarwionych negatywnie, inicjował kaskadę pozytywnych emocji.
Eksperyment miał sprawdzić na dużej próbie, czy do przenoszenia emocji wystarczy tak wąski kanał komunikacji, jak komunikaty tekstowe w serwisie internetowym, który poza tym nie daje możliwości przekazywania innych, pozawerbalnych treści, tak przecież ważnych w wyrażaniu emocji. Psychologowie podkreślają znaczenie mowy ciała, mimiki twarzy, które w kontaktach międzyludzkich często mówią więcej niż najlepiej dobrane słowa. Czy zatem komunikacja w sieci jest emocjonalnie zredukowana?