Mieć czy nie mieć
W świecie zachodnim coraz mniej ludzi decyduje się na dzieci. W Europie już co piąta kobieta w wieku 40–45 lat nie ma potomstwa, a liczba bezdzietnych małżeństw w ciągu dwóch dekad wzrosła z 7 proc. do 14 proc. Trzykrotnie mniej dzieci mają kobiety wykształcone i dobrze zarabiające. Zmiany, jakie zaszły w stylu życia wielkomiejskich społeczeństw, umożliwiają wybór. Małżeństwo nie jest już sposobem na przetrwanie, na usamodzielnienie się. Alternatywy dla związków małżeńskich mają swoje anglojęzyczne nazwy, które zastąpiły przaśną „kocią łapę”. Np. LAT (ang. – Living Apart Together, czyli razem, ale osobno) – tworzące go pary nie mieszkają razem, nie chcą wspólnych zobowiązań, kredytów, dzieci. Są też Dinksi (Double Income No Kids) – ci zdecydowali się na mieszkanie pod jednym dachem i dzieci też nie chcą. Coraz więcej osób żyje w pojedynkę. Nie czują już społecznej presji, ponieważ nikt nie nazywa ich starym kawalerem/panną. Słowo singiel nie ma negatywnych konotacji nawet w konserwatywnej Polsce.
Choć też jesteśmy jako społeczeństwo dziwnie rozdwojeni. Z jednej strony brak dzieci nadal dość powszechnie jest uważany za życiową porażkę, a ci, którzy z nich rezygnują – za dziwaków. Z drugiej – rodzicielstwo coraz częściej odkładane jest na później, ponieważ kojarzy się z ograniczeniami. – Kobiety boją się zależności od mężczyzn, a mężczyźni – długotrwałego zobowiązania. Myślą sobie, że niewiele jeszcze osiągnęli, mają potrzebę eksponowania swojego statusu materialnego – diagnozuje problem Jacek Masłowski z Warszawskiego Ośrodka Psychoterapii i Psychiatrii.