Olbrzymia kolekcja fotografii z łódzkiego getta liczy kilkanaście tysięcy zdjęć zrobionych przez różne osoby. Część wykonali oficjalnie przedstawiciele żydowskiej administracji, inne zrobili sprawcy Zagłady, jeszcze inne – jej ofiary. Mamy dzięki temu mnogość tematów oraz perspektyw spojrzenia na tamto życie: ilustracje cywilnego oporu, niewolniczej pracy, postępującego fizycznego wyniszczenia oraz śmierci Żydów.
Trzon tej spuścizny stanowią zdjęcia będące częścią dokumentacji administracji żydowskiej w getcie. Znalazło się w niej ok. 12 tys. zdjęć (tzw. stykówek o formacie 24×36 mm) wykonanych przez czwórkę fotografów: Henryka Rossa, Mendla Grossmana, Lejba Maliniaka oraz osobę nieznaną z imienia i nazwiska. Niejako ich uzupełnieniem są zdjęcia autorstwa Polaka – Józefa Białkowskiego, który udokumentował przesiedlenie Żydów łódzkich na teren tworzonego na początku 1940 r. getta. Fotografie te należy zestawić z unikatowymi kolorowymi odbitkami wykonanymi przez funkcjonariusza niemieckiej administracji getta Waltera Geneweina.
Każdy z tych autorów patrzył na łódzkie getto w inny sposób; miał dostęp do różnych jego części i różnych sfer życia jego mieszkańców. Podstawowym zadaniem gettowych fotografów było wykonywanie zdjęć do dokumentów tożsamości, gdyż każdy mieszkaniec „dzielnicy zamkniętej” musiał mieć dowód. Korpus omawianej kolekcji stanowią jednak zdjęcia zakładów pracy – warsztatów i fabryk, sierocińców, domów starców, kuchni publicznych, szkół i teatrów – fotografii wykonywanych „na zlecenie”. Często widać, że były to zdjęcia inscenizowane. Wiele z nich przedstawia Mordechaja Chaima Rumkowskiego podczas codziennych obowiązków: przemówień, spotkań, oficjalnych wizyt itp. W kolekcji tej znajdują się także zdjęcia z wydarzeń: koncertów, ślubów czy wernisaży sztuki.
Zdjęcia, które przetrwały wojnę
Ross i Grossman poza pracą w administracji potajemnie dokumentowali getto, fotografując wszystko, co wykraczało poza zleconą im pracę. Obaj nielegalnie wykonali setki zdjęć, które następnie ukryli. Niestety, tylko część z nich przetrwała wojnę. Ponadto obaj pracowali prywatnie, można było ich wynająć – zapewne w ten sposób powstały kolekcje zdjęć Rossa, na których uchwycił żydowskich policjantów wraz z ich rodzinami.
Wykonana w ramach obowiązków służbowych dokumentacja fotograficzna przedstawia historię łódzkiej „dzielnicy zamkniętej” od jego powstania do ostatecznej likwidacji w sierpniu 1944 r. Setki fotografii niemal wszystkich agend żydowskiej administracji getta – począwszy od zakładów produkcyjnych i biur, na ochronkach dla dzieci i szpitalach skończywszy – są źródłem pozwalającym zidentyfikować najważniejsze osobistości getta oraz zrekonstruować jego topografię, wygląd ulic oraz fabryk, a nawet mieszkań.
Autorstwo ogromnej części zdjęć składających się na tych kilka kolekcji trzeba przypisać ofiarom. O ile zdjęcia wykonywane w ramach pracy w gettowej administracji mają wartość przede wszystkim dokumentacyjną, o tyle fotografie nielegalne czy prywatne przedstawiają tę część życia, do której naziści nie mieli dostępu (intymne sceny rodzinne) lub której nie chcieli pokazać (wysiedlenia i przemoc).
Dla lepszego uwidocznienia mnogości perspektyw i możliwości, jakie stwarzają one dla ukazania życia Żydów w łódzkim getcie, warto przyjrzeć się bliżej kilku wybranym zdjęciom. Wszystkie ukazują getto, jednak sposób, w jaki to robią, znacząco się różni. Każde ze zdjęć staje się okazją do analizy: ustalenia czasu i okoliczności jego powstania, poszukiwania odpowiedzi na pytania o to, co przedstawia. Pozwala zastanawiać się, dlaczego autor (znany z imienia i nazwiska) zdecydował się je wykonać. Na czym skupił uwagę? Jednocześnie stanowią pretekst do dyskusji nad rolą i miejscem fotografa.
Nie ma miejsca na współczucie
Ogłoszenie decyzji o utworzeniu getta oznaczało dla tysięcy łodzian konieczność zmiany miejsca zamieszkania. Przymusowe przesiedlenia Żydów na teren tworzonego getta w lutym i marcu 1940 r. zostały uwiecznione na fotografiach wykonanych przez Białkowskiego. Są one wyjątkowe z kilku względów – wykonał je nie Żyd, ale jednocześnie nie sprawca. Co więcej, pokazują one miasto niepodzielone. W ulicznym tłumie można rozpoznać zarówno Żydów, jak i nie-Żydów; ci drudzy nie mają przyszytych do ubrań gwiazd Dawida. Setki osób przemieszczają się ulicami, pchając, niosąc i przewożąc konno albo na saniach dobytek swojego życia.
Wielu z nich właśnie zamienia swoje wygodne mieszkania w centrum miasta na znacznie mniejsze i gorzej wyposażone lokale na Bałutach. Na fotografiach nie widać umundurowanych Niemców. Można założyć, że wielu z obserwujących było Polakami. Część musiała pokonać odwrotną drogę – z obszaru przyszłego getta do miasta. Widać, że ruch odbywa się w obie strony.
Jest to to seria unikatowych ujęć, pokazujących, jak wyglądała Łódź tuż przed zamknięciem getta. Na fotografiach nie widać nadmiernego zainteresowania gapiów. Wszyscy skupieni są raczej na własnej pracy, na przewożeniu swojego dobytku. Nie ma miejsca na współczucie. Każdy jest zajęty swoim losem. W całym tym zamieszaniu zdaje się, że nikt nie dostrzega Białkowskiego.
Zdjęcia z tych samych przesiedleń można znaleźć w kolekcji Mendla Grossmana. Tu również znajdują się ujęcia Żydów i nie-Żydów. Także na tej fotografii ruch kieruje się w obie strony – Polacy wyjeżdżają z obszaru przyszłej „dzielnicy żydowskiej”, a na ich miejsce przenoszą się Żydzi.
Znaczącą różnicą w porównaniu do serii wykonanej przez Białkowskiego jest panujący na zdjęciu porządek. Trudno stwierdzić, co spowodowało taką zmianę. W obu przypadkach autor zdjęć stał w pewnej odległości, próbując objąć całą ulicę, ale nie na tyle daleko, żeby pozostać niezauważonym przez przechodniów. Ci jednak, zaaferowani własnymi problemami, zdawali się nie zwracać na niego uwagi. Fotograf miał czas na ustawienie ostrości, nie spieszył się. Wykonane fotografie są na tyle dobre jakościowo, że można przyjrzeć się szczegółom zabudowy i poszczególnym osobom.
Zaplecze gospodarcze III Rzeszy
Niemal od początku swojego istnienia getto łódzkie funkcjonowało jako zaplecze gospodarcze dla III Rzeszy. Żydowska administracja w tej „przydatności” Żydów widziała szansę na ich ocalenie. To podejście widoczne jest w pozostawionej przez nią dokumentacji. Jeśli wybrać jedno ze zdjęć wykonanych przez żydowskich fotografów w ramach ich obowiązków służbowych, to wydaje się, że dobrze ich charakter odda zdjęcie dziewczynki tkającej dywan lub kilim. Na pierwszy rzut oka nie ma w nim nic wyjątkowego. Przymusowa praca w gettach, także ta wykonywana przez dzieci, wydaje się faktem, o którym nie trzeba zbyt wiele opowiadać.
Jednak gdy bliżej przyjrzeć się zdjęciu, można zauważyć ambiwalencję tkwiącą w oficjalnej żydowskiej dokumentacji fotograficznej z Łodzi – pokazując prawdziwe wydarzenie czy zjawisko, jednocześnie zmienia jego wymiar. Dziewczynka jest na zdjęciu sama. Trudno cokolwiek powiedzieć o warunkach, w jakich pracowała. Współcześnie wiadomo, że fakt podjęcia przez nią pracy mógł ją ocalić od deportacji do obozu zagłady.
Co jednak najbardziej szokuje, to jej ubiór i fryzura. Trudno nie ulec wrażeniu, że została do tego zdjęcia przygotowana – lepiej ubrana i uczesana. Na twarzy fotografowanej można dostrzec nawet lekki uśmiech. Fotograf nie wykonał zdjęcia z oddali. Nie stanowi ono części reportażu o pracy w getcie. Stąd zapewne tak duża potrzeba autorów zdjęć, aby zrobić coś ponadto, by wykorzystać środki, jakie zostały im dane, dla stworzenia pełniejszego obrazu getta.
Sceny wstrząsające
Potrzebę tę wypełniają zdjęcia wykonane przez żydowskich fotografów z ukrycia. Utrwalali na nich wszystko to, co z jakiegoś powodu nie mieściło się w ramach pracy prowadzonej przez dokumentalistów oficjalnego życia, czyli przede wszystkim najbardziej drastyczne wydarzenia z historii getta.
Warto przywołać dwa z nich. Obie fotografie zrobiono zapewne podczas wysiedleń do obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem we wrześniu 1942 r. Na pierwszym, autorstwa Rossa, widać żydowskich policjantów wyłapujących uciekinierów z budynku, prawdopodobnie szpitala. Pacjenci jako niezdolni do pracy znaleźli się wśród pierwszych ofiar tych deportacji. Z relacji świadków wiadomo, że próbowali uciekać przez okno. Wiadomo również, że to policjanci próbowali im to uniemożliwić. W „Kronice getta łódzkiego” można przeczytać: „Na terenie szpitali odgrywały się wstrząsające sceny. Kto próbował ratować się ucieczką, a został przez władze spostrzeżony – musiał opłacić to życiem”. Klisza jest zniszczona, co symbolicznie podkreśla fakt unikatowości tego ujęcia.
Drugą fotografię wykonał ten sam autor, Ross. Przedstawia trzy wozy konne, których pasażerami są dzieci. Ulica jest pusta, z wyjątkiem dwóch osób. Wóz na pierwszym planie jest najlepiej widoczny. Dzieci, zarówno dziewczęta, jak i chłopcy, patrzą w górę, w kierunku okien i balkonów pobliskiej kamienicy. W oknach nie widać jednak żadnych gapiów. Być może usłyszały hałas. Może ktoś je zawołał. Zdjęcie różni się od większości ujęć gettowej ulicy głównie z powodu panującej pustki. To ona buduje poczucie niepokoju.
Najprawdopodobniej Rossowi udało się utrwalić moment deportacji dzieci do ośrodka zagłady w Chełmnie nad Nerem. Jest to dokument unikatowy, a fotografujący z pewnością ryzykował, robiąc zdjęcie. Jedna fotografia zawiera w sobie cały dramatyzm wrześniowych wysiedleń. Wprowadzony zakaz poruszania się po ulicy doprowadził do opustoszenia przestrzeni getta. Pozostali przy życiu mieszkańcy schronili się w domach. Zdezorientowane dzieci nie wiedziały, co je czeka. Nie potrafiły zrozumieć, dlaczego przyjemne doświadczenie, jakim była przejażdżka zaprzężonym w konia wozem, stanowiło powód rozpaczy rodziców.
Oba zdjęcia, mimo przedstawienia wydarzeń rozgrywających się w tym samym czasie, różnią się pod wieloma względami. Widać, że Grossman nie miał dużo czasu, spieszył się. Fotografowana przez niego scena była bardzo dynamiczna – idąca w prawym rogu zdjęcia kobieta jest rozmyta. Autor musiał stać ukryty za budynkiem lub drzewem i zapewne nie chciał zostać zauważony. Ross natomiast wykonał bardzo dobre technicznie zdjęcie – wyraźne są nawet twarze dzieci. Prawdopodobnie miał czas na odpowiednie ustawienie parametrów aparatu, nie musiał się chować.
W przypadku pierwszego zdjęcia można odnieść wrażenie, że Grossman pojawił się tam tylko na chwilę; zaraz potem uciekł, skrył się w bezpieczniejszym miejscu. Z kolei Ross wydaje się spokojny o swój los. Być może miał przepustkę umożliwiającą mu przebywanie na ulicy. Z pewnością był jedną z nielicznych osób stojących wówczas na ulicy – w pełni świadomą, jaki los czeka wywożone dzieci.
Getto w kolorze
Z grupy fotografii wykonanych przez sprawców na osobne potraktowanie zasługuje Walter Genewein – autor jedynych znanych kolorowych zdjęć z łódzkiego getta. Wiele z nich sprawia wrażenie zainscenizowanych. Odmienność fotografii wykonanych przez Austriaka, pracownika niemieckiej cywilnej administracji getta łódzkiego, widoczna jest przede wszystkim w postawie fotografowanych. Jeśli Genewein wchodził do fabryki lub przechodził ulicą, to z pewnością nie był anonimowy i nie ukrywał aparatu. Na wykonanych przez niego zdjęciach zwykle choć jedna osoba patrzy prosto w obiektyw.
Getto z przezroczy Waltera Geneweina różni się tak bardzo od tego, jakie wyłania się z relacji ofiar, nie dlatego, że zostało sfotografowane w kolorze, ale dlatego, że jest pozbawione scen głodu, chorób, śmierci. Nie ma strachu i cierpienia. Fotografowani Żydzi wydają się natomiast zaniepokojeni i zdziwieni obecnością cywila przechadzającego się po getcie w garniturze i z aparatem. Getto Geneweina jest gettem zewnętrznego obserwatora, którego nie interesuje prawda o „dzielnicy zamkniętej”, ale wyobrażenie o niej. Funkcjonariusz administracji okupacyjnej przez dobór tematów i scen odwzorowywał na kliszy nazistowską wizję wschodnioeuropejskich Żydów.
Kilka zdjęć Geneweina przedstawia Mordechaja Rumkowskiego. Na jednym z nich Przełożony Starszeństwa Żydów siedzi we własnej bryczce, o czym zaświadcza przymocowana do niej tabliczka z napisem: „Wagen des Ältesten der Juden in Litzmannstadt Ghetto”. Pojazd szykuje się do odjazdu. Rumkowski patrzy prosto w obiektyw. Na jego twarzy widoczny jest grymas, z pewnością nie wygląda na zadowolonego. Zarejestrowana przez sprawcę scena daje nam wgląd w hierarchiczność getta. „Prezes” porusza się po getcie konną bryczką, a powozi go ubrany na biało woźnica. Jednocześnie także on, najważniejsza osoba w getcie, staje się ciekawostką dla austriackiego fotografa. I również on nie wydaje się z tego powodu zadowolony.
Zaproponowany tu wybór fotografii pokazuje, jak getto było przedstawiane przez różnych autorów zdjęć, ale i jak różnie było przez nich widziane. Obrazy te wzajemnie się uzupełniają – szczególnie te wykonane przez żydowskich autorów, które chyba najpełniej opowiadają o życiu i śmierci w łódzkim getcie. Wszystkie te fotografie zestawione ze sobą są wielogłosową opowieścią, nie zawsze łatwą do zrozumienia. Często wymagają dodatkowej wiedzy czy krytycznego podejścia. Łączone z pisanymi źródłami – pamiętnikami, dziennikami czy wspomnieniami – przybliżają w sposób zupełnie wyjątkowy historię sprzed 80 lat.