Zapasy z kryzysem
Prepersi są gotowi na wszystko. „Piwnica z żywnością wygląda jak zaplecze Żabki”
Wyświechtane motto – mój dom, moja twierdza – W. traktuje bardzo serio, ale bez ostentacji. Tylko doświadczone oko wypatrzy na dachu antenę wzmacniającą komunikację krótkofalową. Kamery monitorujące dom i najbliższą okolicę rozmieszczone są dyskretnie. Ale tak, że ich pole obserwacji się zazębia. A zwykły kawałek brezentu leżący niedbale koło muru to tak naprawdę element maskujący worki z piaskiem, którymi W. zabezpieczył kluczowe piwniczne okna. Kluczowe, bo jedno dla niepoznaki nie jest zabezpieczone. Piwnica z żywnością wygląda jak zaplecze Żabki. Towary równo poukładane na półkach. Na jednej półce sypkie i makarony. Obok przyprawy, duży zapas soli i cukru. Niżej kawa, miód, sporo kakao. Gromadzić trzeba to, co łatwo magazynować i co ma dużo kalorii. Wybierać produkty, które się lubi i używa. Wyjątkiem jest wódka i papierosy, których W. nie używa. Ale, jak mówi, to trzeba mieć, bo to wojenna waluta. W. przeczytał niemal wszystko, co się dało, o wojnie. Wie o niej wszystko. Trudno powiedzieć, na ile go fascynuje, a na ile przeraża. Z jednej strony spełnia się jego sen. Z drugiej był to sen z rodzaju tych koszmarnych.
Woda i wóda
Preper, z angielska przygotowany, przez lata był jak Yeti. Każdy o nim słyszał z zagranicznych mediów, ale nikt go nie widywał w polskich. Głównie dlatego, że był to gatunek w polskich realiach rzadki, ale również niezwykle skryty i płochliwy. W., oprowadzając nas po swojej twierdzy, mówi, że budował to latami. W co łatwo uwierzyć, bo w samym sprzęcie ma jakieś pół miliona złotych. Wszystko jak spod igły. Leży i czeka na ten jeden dzień, kiedy ma się przydać. A ponieważ nie wszystko może czekać, W. prowadzi imponującą rozmachem logistykę wtórną, czyli zużywa to, co traci termin ważności. Odkąd do paliwa dolewane są biokomponenty, towar szybko się terminuje, czyli psuje.