Moskwa nie wierzy łzom
Jak Rosjanie widzą tę wojnę? Moskwa nie wierzy łzom. „Mamy misję dziejową”
Z Europy do Federacji Rosyjskiej nie można dziś dostać się samolotem ani pociągiem. Pozostaje tylko droga lądowa. Żeby przekroczyć granicę, trzeba mieć wizę, negatywny wynik testu na covid oraz sporo gotówki. W Rosji, wskutek sankcji nałożonych po agresji na Ukrainę, nie można używać zachodnich kart płatniczych ani dokonywać wypłat z bankomatów. Bez VPN nie działa Facebook, Instagram, Twitter czy popularne serwisy streamingowe.
Odkąd zbliżyliśmy się do strefy nadgranicznej, z autobusowego radia płyną wyłącznie rosyjskie piosenki. Wjazd na teren Federacji to jak podróż w czasie do końca lat 80., do przedcyfrowej epoki zimnej wojny. Taka też jest przeprawa graniczna: pojawiają się psy, świecące po oczach latarki, trzeba wsiadać i wysiadać z autobusu, taszcząc ze sobą bagaż, a potem przeczekać świdrujące spojrzenie pogranicznika. Dopiero huk ciężkiej pieczątki oznajmia, że weryfikacja zakończyła się pozytywnie.
Końcówka zapasów
Na głównej ulicy Petersburga, Newskim Prospekcie, opustoszały pozamykane sklepy Louisa Vuittona, Diora i innych lubianych przez zasobnych Rosjan zachodnich marek. W miejscach billboardów reklamowych wiszą propagandowe afisze z literą „Z” i hasłem „Vsjo dla pobiedy” (wszystko dla zwycięstwa) oraz „Swoich nie brosajem” (swoich nie porzucamy). Wielka litera „Z” pojawia się na stacjach metra, na budynkach bibliotek dla dzieci, na szybach autobusów i prywatnych samochodów. Bluzy sportowe z tym symbolem noszą sprzątające cerkwie babuszki.
W supermarketach można jednak znaleźć właściwie wszystko: włoskie wina, francuskie sery, nutellę, a nawet słodycze z Polski. Import organizowany jest przez Białoruś, Kazachstan, Kirgistan i Tadżykistan, czyli kraje Euroazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej, które z Federacją Rosyjską związane są unią celną.