Wołania na puszczy
Puszcza jest mądra i chce żyć własnym życiem. Władza jej nie pozwala
Rocznica przeszła właściwie niezauważona. Bo ostatnie lata były pełne napięć i złej krwi. Najpierw walka o powstrzymanie wycinki zaordynowanej przez tzw. ministra ochrony środowiska Jana Szyszkę, potem turystyczny marazm spowodowany przez pandemiczne obostrzenia, teraz uporczywa obecność wojska rzuconego tu do obrony granic przed migrantami z trzeciego świata (którzy zresztą traktują Polskę wyłącznie jako tranzyt).
Polityki i jej męczących odprysków nie czuć dopiero w rezerwacie ścisłym. Tam fenomen puszczy – dzikiej, chaotycznej, monumentalnej – trzyma się mocno. Największe zaskoczenie: choć nie padało od kilku tygodni, wokół intensywna zieleń i powietrze nasycone wilgocią. Puszcza jest mądra. Wie, jak magazynować wodę w swoich piętrowych kryjówkach. Ten patent działa tu od tysięcy lat. Pod warunkiem że człowiek w tym nie przeszkadza.
Europejski unikat
Przez wieki wielka polityka zaglądała do białowieskich lasów z rzadka. W czasach monarchii tutejsze dobra były traktowane jako własność miłościwie panujących, którzy polowali tu dla rozrywki albo w celach strategicznych (choćby robiąc zapasy mięsa w czasach XV-wiecznych wojen z Krzyżakami), a zabijanie zwierząt bez pozwolenia traktowane było jak kradzież dóbr królewskich i karane śmiercią. Ustrzelić grubego zwierza przyjeżdżali tu carowie z przybocznymi oraz dygnitarze II Rzeczypospolitej, przy okazji łowów uprawiając dyplomatykę, np. z marszałkiem III Rzeszy Hermannem Goeringiem, który posiadał liczne tytuły, w tym Wielkiego Łowczego Rzeszy. Ale strzelec był z niego marny: wyjeżdżał z trofeami upolowanymi przez lokalnych myśliwych.
Po białoruskiej stronie puszczy – gdzie park narodowy ma ponad 150 tys. ha, a ponad 70 tys. jest objęte ochroną ścisłą (polska część to odpowiednio: 10 tys.