Czeski orgazm, polska impotencja
Czeski orgazm, polska impotencja. Elektrownia jądrowa Temelin
Jeśli w elektrowni jądrowej grozi ci jakaś śmierć, to chyba z nudów. W ciągu tych kilku godzin, które trzeba tam spędzić, jak bumerang wracają wszystkie nieodrobione prace domowe z fizyki, ziewanie na matmie i miganie się od odpowiedzi na chemii. Jeśli byłeś dobry przynajmniej z wuefu, to masz szczęście, bo taka elektrownia to jednak kawał placu. Budynki trzeba stawiać z odpowiednim dystansem, żeby w razie awarii minimalizować ryzyko. Chociaż stop. W czasie oprowadzania po elektrowni nie usłyszysz słowa awaria. Co najwyżej – zdarzenie specjalne. Jednak im bardziej będą bolały nogi, tym bardziej poczujesz, jak fascynujące staje się to miejsce.
Bliźnięta, ale nie jednojajowe
Czeski Temelin i polski Żarnowiec to industrialne bliźnięta. Podobna technologia – reaktory wodno-ciśnieniowe typu WWER (radzieckie, ale nowszej generacji niż RBMK używane w Czarnobylu). Ten sam czas realizacji i te same realia geopolityczne. Bliźniacze założenia – po cztery reaktory w każdej z elektrowni. I podobne perturbacje, zwłaszcza po katastrofie w Czarnobylu i upadku demoludów.
I tu podobieństwa się kończą. Polacy gotową w niemal 40 proc. Elektrownię Jądrową w Żarnowcu przemianowali na Elektrownię Jądrową Żarnowiec w Budowie w Likwidacji. Ciężko coś budować i likwidować jednocześnie. Wygrało likwidowanie. I to tak skuteczne, że nieistniejącą już Elektrownię Jądrową w Żarnowcu najlepiej zwiedzać wirtualnie. Dobrym przewodnikiem po tym projekcie jest jeden z rozdziałów w książce „Atom dla klimatu” Urszuli Kuczyńskiej. Kuczyńska sama posiłkuje się przewodnikami. W tym rozdziale oprowadza ją inż. Władysław Kiełbasa, jeden z budowniczych elektrowni Żarnowiec. A później pewnie dwóch kolejnych, bo władze PRL miały ambitny plan postawienia trzech elektrowni: EJ Żarnowiec, EJ Warta w Klempiczu koło Wronek i EJ Kujawy w niesprecyzowanym do 1989 r.