Życie codzienne w stanie wojennym
Jak żyliśmy w stanie wojennym i jak to opisywaliśmy w listach
13 grudnia 1981 r. Polacy przeżyli szok. Przerażenie budziły czołgi na ulicach, aresztowania, a także wizja, że przywódców Solidarności zabiją bądź wywiozą do Rosji. Doniesienia o pacyfikacji kopalni Wujek pogłębiały nastroje grozy i pesymizmu. Już samo określenie: „stan wojenny”, budziło niepokój.
Listowny sondaż
O złości, gniewie, wściekłości Polaków dowiadujemy się z listów przejętych przez Główny Urząd Cenzury. Tylko w Warszawie od 24 do 31 stycznia 1982 r. przez ręce funkcjonariuszy GUC przeszło blisko 9 mln przesyłek zagranicznych, z czego ocenzurowano blisko 3,5 mln (38,7 proc. ogółu). Wojewódzkie Urzędy Cenzury, zajmujące się korespondencją krajową, też pracowały pełną parą: przejęły blisko 9 mln listów, z czego ocenzurowano ponad milion. Zatem tylko w ciągu jednego tygodnia cenzorzy przeczytali ponad 4,5 mln listów! Łączna liczba placówek cenzury w całym kraju wahała się w okolicach 60, lekturą korespondencji zajmowało się ok. 900 funkcjonariuszy.
Dzięki ich „pracowitości” powstał swoisty sondaż opinii publicznej. Niestety niepełny, bo z początków stanu wojennego zachowały się jedynie raporty Wojewódzkich Urzędów Cenzury z Białej Podlaskiej, Ostrołęki i Wałbrzycha.
„Ocenzurowano” – taką pieczątkę przybijano na korespondencji. Tę cenzurę zapowiadał dekret o stanie wojennym. Gdy uruchomiono połączenia telefoniczne, każdy mógł usłyszeć w słuchawce ostrzeżenie: „rozmowa kontrolowana, rozmowa kontrolowana…”. Choć pojawiały się głosy wątpiące w zdolności organizacyjne reżimu i możliwości cenzorów, co bardziej przytomni unikali w listach (zwłaszcza pisanych w pierwszych dniach po 13 grudnia) deklaracji o charakterze politycznym. Z Radzynia Podlaskiego ktoś napisał: „Twój list napisany był w stanie wojennym – w stanie wielkiego bezprawia – więc nic dziwnego, że jego szata była stargana przez jakiegoś łobuza i drania, który wsadził swój ciekawy nos.