Nikt nie zna jego nazwiska, choć jest prawdziwą gwiazdą. Jego zdjęcie przeleciało przez dziesiątki gazet na świecie. Był bohaterem kilku wystaw. Od lat, ciągle w tej samej pozie, leży na tokijskiej ulicy, z nonszalancko podpartą głową. Na pierwszy rzut oka może nawet bardziej zamyślony niż nawalony. Tym bardziej że stojąca obok otwarta teczka daje pewną sugestię, że może sięgał po dokumenty, coś sprawdzał, nad czymś dumał?
Spokój tej kompozycji burzą jednak niedopałki, kawałek foliówki, brudny beton. Kto chciałby sobie podumać na petach i plamach po nie tak dawno rozlanej kawie, a może świeżo zaschniętej plwocinie? To nie jest żadne śniadanie na trawie ani nawet zaduma na chodniku. To zwykłe twarde, pijackie lądowanie. Urwany film. A właściwie zerwana firmowa impreza, w czasie której było na tyle dużo firmowych toastów, że dało się poluzować założony do biura krawat. Ale na tyle oficjalne, że nie można go było całkiem zdjąć. Witajcie w Japonii, po godzinach.
Fotograf Paweł Jaszczuk japońskie społeczeństwo poznawał metodą odkrywkową. Kiedy zobaczył, że wszędzie są stojaki na parasole, uznał, że często tam pada. I, o dziwo, miał rację. A kiedy zorientował się, że ludzie wokół niego mają fascynujący dar zasypiania w każdej sytuacji i pozycji, to uznał, że ładnie to wygląda. I zaczął ich fotografować. Najpierw w metrze. Dla człowieka, który przyjechał z kraju, w którym 23 km metra budowano 25 lat, ludzie śpiący w podziemnej kolejce mogli być ciekawi. W polskim metrze nie warto było nawet sięgać po książkę, a co dopiero zasypiać. W liczącej ponad 300 km sieci metra i podmiejskich kolejek wokół Tokio można rozwinąć skrzydła również w odsypianiu. Z czego Japończycy skwapliwie korzystali. Jednak przy całej swojej fotogeniczności śpiący Japończyk ciągle był tylko śpiącym Japończykiem.