Na czele gigantyczny baner z napisem „Wypierdalać”. O braku planu najlepiej świadczy to, że czoło marszu szło na Żoliborz po omacku, mając za sobą długi ogon demonstrantów. – Teraz w lewo! Nie, w prawo! – instruowali się nawzajem.
Tak było w dniu orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej.
Potem protesty przybierały na sile. A takiej manifestacji jak w ostatni piątek, 30 października Warszawa nie widziała od lat. W marszu do domu mieszkającego na Żoliborzu prezesa PiS wzięło udział ok. 100 tys. osób, „spacerując” w nieprzepisowym ścisku, zajmując i ulice, i chodniki.
Na transparentach: „Kot niech zostanie, reszta wypierdalać”, „Czas na rewolucję Magdy Gessler”, „No woman, no kraj”.
W całym kraju – jak podaje Ogólnopolski Strajk Kobiet – w 500 miastach demonstrowało tego dnia 800 tys. ludzi.
•
Dziewczyna z głośnikiem w ręku, jadąca w samochodzie organizatorów, przyznawała się: – Ja tu przyjechałam z Podkarpacia. Nie znam miasta. Ale z placu Wilsona idziemy na Mickiewicza, dobra?
Na Żoliborz protest szedł w rytmie wygrywanej przez bębniarzy samby. W tłumie przewijały się wozy emitujące disco i rave’y. Rozpoczął się też nieformalny konkurs na hymn protestów (wygrał chyba motyw z „Gwiezdnych wojen”). Choć organizatorzy forsowali przy różnych okazjach cover „Bella Ciao” od znanej queerowej kapeli („Więc jeśli nie chcesz swojemu ciału powiedzieć ciao, ciało, ciao, ciao, ciało, ciao, ciao! To bierz transparent jak inne siostry i bunt swój po ulicy nieś”), popularnością cieszyły się melodie lepiej znane, przede wszystkim popowe szlagiery.
Szczególnie często niosły się po ulicach wariacja na temat „Call on me” Erica Prydza (refren zastąpiło bardziej swojskie „Jebać PiS”) oraz „Sorry Polsko” Marii Peszek i „Polskie tango” Taco Hemingwaya.