Iga sprawiła jedną z największych sportowych niespodzianek tego roku. Wybuchła polska sportowa supernowa, która – wszystko na to wskazuje – nie zejdzie z orbity co najmniej przez dekadę. I stanie się, w duecie z Robertem Lewandowskim, sportową ambasadorką Polski. Styl, w jakim zdobyła swego pierwszego szlema (bez straty seta, wygrywając kolejne mecze w średnio nieco ponad godzinę), każe przypuszczać, że ciąg dalszy nastąpi. Pochwały, jakie spadały na 19-letnią Polkę, to nie tylko kurtuazja. Wielcy fachowcy i mistrzowie – m.in. Martina Navrátilová, Chris Evert, Monica Seles, Mats Wilander – twierdzą, że Świątek ma wszystko, by zakończyć przedłużające się bezkrólewie w kobiecym tenisie. Z morza komplementów daje się wyczytać, że Świątek jest kobiecą hybrydą Novaka Djokovicia i Rafy Nadala. Zabrzmiało jak pasowanie na multimistrzynię.
Wschód słońca
Już niebawem przyjdzie czas weryfikacji tych pochwał. Poprzeczka pójdzie w górę, bo prawdą jest, że obsada French Open była w tym roku nienadzwyczajna (z pierwszej rankingowej dziesiątki nie było czterech tenisistek, w tym niedawnych zwyciężczyń wielkoszlemowych turniejów Naomi Ōsaki, Bianki Andreescu i Ashleigh Barty, a Serena Williams z powodu kontuzji poddała mecz w drugiej rundzie). Otworzyła się szansa dla innych. Nawet dla kwalifikantek, których obecność na etapie ćwierćfinałów i półfinałów (były przeciwniczkami Świątek) to w turniejach wielkoszlemowych sensacja.
Lech Sidor, komentator Eurosportu i trener, mówi, że poziom kobiecego tenisa jest obecnie przeciętny. – Gdy Agnieszka Radwańska wchodziła do wielkiego tenisa, miała o wiele trudniejsze rywalki. Cały poczet Rosjanek, Venus i Serena Williams w szczycie formy, świetne Belgijki: Kim Clijsters i Justine Henin.