W złotej sukni, kapeluszu z rondem, sandałkach na obcasach i pióropuszowym boa występ zaraz rozpocznie najstarsza w Polsce drag królowa. Piosenki będą polskie, trochę nostalgiczne, ale i do śmiechu, a do tego śledzik, zimne nóżki, dla chętnych wódeczka. Można powiedzieć – impreza drag queen w stylu PRL – nie do podrobienia.
Zresztą jak co roku. Bo imprezy u Lulli to już warszawska tradycja. Lulla je urządza od ponad dziesięciu lat. Na początku bardziej kameralne, po domach, wśród przyjaciół. Ale z czasem coraz liczniejsze, coraz głośniejsze, coraz bardziej znane i w końcu, tak się jakoś złożyło, że już na zasłużonej, głębokiej emeryturze 81-letnia dziś Lulla la Polaca zaczęła wypływać na profesjonalne estradowe wody. Chcą ją kluby, chcą ją filmowcy, chcą ją fotografowie.
Bo tu wcale nie chodzi o wiek, ale o autentyczną radość, po prostu, z bycia na scenie. Podczas tegorocznych Lulla Show na scenie z Lullą wystąpią sami przyjaciele. Jest Kim Lee, jedna z najbardziej znanych drag queen w Polsce, jest Sisi, a Lady Brigitte specjalnie przyjechała z Łodzi. Wszystkie dobrze wiedzą, że teraz, przez te parę chwil, będzie naprawdę wspaniale – feeria świateł, migotanie cekinów, bajeczne makijaże. Ale później niestety – czas na przeistoczenie.
Na Kim Lee w domu czekają syn i żona. A od samego rana czeka również praca w biurze rachunkowym, które na co dzień prowadzi w swojej męskiej wersji jako Andy Nguyen – Wietnamczyk z urodzenia, ale sercem i obywatelstwem już od wielu lat Polak. Sisi, czyli 31-letni Damian, też z samego rana do odpowiedzialnej pracy – w wydziale oświaty urzędu dzielnicy. A Lulla wróci do bloku na warszawskim Targówku, gdzie wszyscy ją znają jako miłego i eleganckiego starszego pana Andrzeja, który ze swojego balkonu na trzynastym piętrze, w pantoflach z różowym puszkiem, lubi sobie przed snem popatrzeć na Warszawę.