Burza idzie – ostrzegały smartfony esemesami Centrum Zarządzania Kryzysowego. Burza znad Torunia idzie na Łódź. Kiedy już dotrze, miasto stanie się bohaterem obrazu głęboko symbolicznego. Oto dziki żywioł ścierać się będzie z materią miejską. Chaos pierwotnych turbulencji pastwić się będzie nad dowodami potęgi myśli technicznej – nad manufakturami, fabrykami, mniej i bardziej zrewitalizowanymi pozostałościami rewolucji przemysłowej. Rewolucji, której naukowe i techniczne zaplecze Europa budowała od czasów oświecenia.
Fotografia jak nauka
Łódź jako Wielki Zderzacz tego, co mistyczne, z tym, co logiczne – takim też tropem poszli organizatorzy tegorocznego, 18. już wydania Fotofestiwalu, jednej z najstarszych w Polsce imprez poświęconych fotografii. I dali mu tytuł „Supernatural”. Zderzyli opowieści o świecie prowadzone w dwóch porządkach – intelektualnie rygorystycznym, naukowym, i pozarozumowym, irracjonalnym. Choć właściwie chodzi o trzy porządki – i ten trzeci jest z nich pewnie najciekawszy. To strefa mroku, niepewności, niedookreślenia.
Nie ma lepszego medium, by o niej opowiadać, niż fotografia. Bo nowożytna nauka i fotografia mają podobne, zagmatwane pochodzenie. Poczynania naukowe jeszcze za czasów Izaaka Newtona, na przełomie XVII i XVIII w., splecione były z magicznymi w sposób niemożliwy do rozsupłania. Dla Newtona celem badań było poznanie Wszechświata, ale był to cel tyleż naukowy, co teologiczny. Odczytując Wielki Program Wszystkiego, Newton poznawał – a przynajmniej tak mu się wydawało – myśli jego Twórcy. A w tych poczynaniach nie wahał się sięgać po metody alchemiczne. Śladów wirtualnych sił, które wypełniać miały „pustą” (dziś wiadomo, że próżnia doskonała nie istnieje) przestrzeń, szukał w procesach fermentacji.