Swietłana, mieszkanka Tyraspola: – Nam pierestrojka zrujnowała życie, to było najgorsze, co mogło się przytrafić. Później, jak ogłosili niepodległość, przekonywali nas, że zbudujemy tutaj małą Szwajcarię. Wierzyliśmy w to, mieliśmy potencjał – mówi. Nazwiska prosi nie ujawniać. Tutaj ciągle lepiej pozostawać anonimowym.
Stolica Naddniestrzańskiej Republiki Mołdawii wygląda biednie. Obdrapane budynki, niektóre sprawiają wrażenie, jakby miały zaraz się zawalić, choć widać też drogie samochody i – nieliczne wprawdzie – ale potężne nowoczesne budowle. Tak jak świeżo ukończona główna siedziba Sheriffa – prywatnego holdingu, który zmonopolizował znaczną część gospodarki regionu i od lat wpływa na polityczne życie kraju.
Swietłana, dawniej profesor biochemii, dzisiaj już jako emerytka pracuje na pół etatu, bo trzeba pomóc córce i wnuczkom. Syn, magister, po bezowocnych latach szukania pracy postanowił zrobić kurs elektryka i teraz jeździ co jakiś czas na zarobek do Polski. Czasy Związku Radzieckiego, jak wielu w jej wieku, Swietłana wspomina dobrze. Kłopoty, jak mówi, zaczęły się, kiedy po rozpadzie ZSRR pojawiły się nacjonalistyczno-etniczne waśnie. – Wcześniej żyliśmy w zgodzie i nagle sąsiad zaczął strzelać do sąsiada. Nikt nic z tego nie zrozumiał. Ci na górze prowadzili wojnę, a my za nią płaciliśmy – opowiada o konflikcie mołdawsko-rosyjskim z 1992 r.
Rozgrywki elit
Naddniestrze, dawniej część Mołdawskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, później niepodległej Mołdawii, zamieszkiwała głównie ludność rosyjskojęzyczna. W 1990 r. rosnący w kraju mołdawski nacjonalizm i widmo możliwego połączenia z Rumunią popchnęły Naddniestrze do ogłoszenia niepodległości. Na unilateralną separację Mołdawia odpowiedziała zbrojnie, co spowodowało reakcję Rosji obawiającej się utraty wpływów w regionie.