Miniona dekada przyzwyczaiła nas w architekturze do efektu „wow”. I zapewne wielu z nas tęskni za kolejną realizacją na miarę krakowskiej Cricoteki, Filharmonii w Szczecinie, Teatru Szekspirowskiego w Gdańsku czy biurowca Bałtyk w Poznaniu. Za realizacjami, które oszałamiały rozmachem, za gmachami-ikonami miast. Dla spragnionych „polskiego Bilbao” mam wiadomość rozczarowującą: niech nie oczekują w najbliższych latach zbyt wiele. Żegnamy się ze spektakularnością konkursowych szaleństw i wielkich budżetów, a witamy z… No właśnie, z czym?
Przede wszystkim z kameralnością. Mamy w tegorocznej piątce finalistów trzy obiekty naprawdę skromne, z budżetem nieprzekraczającym kilku milionów złotych. O dużych obiektach kulturalnych możemy zapomnieć (poza ślamazarną budową Muzeum Historii Polski i Muzeum Wojska Polskiego, która nie wiadomo kiedy się skończy). Nic nie wskazuje także na jakieś wyjątkowe inwestycje władzy państwowej czy samorządowej (ratusze, sądy itp.). Teoretycznie moglibyśmy cieszyć oko ciekawym budownictwem mieszkaniowym, bo tego jest dużo. O ile jednak w jednorodzinnym czasami zdarzają się prawdziwe perełki, to w wielorodzinnym wszechobecny przymus tzw. wskaźnika PUM (powierzchnia użytkowa mieszkalna) zabija wszelką projektową kreatywność. Czasami tylko uda się pozytywnie wychylić jakiemuś niedużemu, ambitnemu deweloperowi. Tylko trochę lepiej prezentują się obiekty biurowe. Być może zaskoczy nas mile jakiś hotel, może jakaś ciekawa rewitalizacja? Być może… Ale brak rozmachu ma i swoje dobre strony. Musieliśmy się przeprosić z wartościami idealnymi na „chude lata”, ale przecież cennymi niezależnie od okoliczności, takimi jak wstrzemięźliwość estetyczna, prostota, funkcjonalność itd. Widocznymi choćby w poniższych realizacjach.
***
Budynek mieszkalny Unikato w Katowicach
Projekt: Robert Konieczny – KWK Promes.
Pow. całkowita: 1860 m kw.
Koszt inwestycji: 5,5 mln zł.
Nowe osiedla mieszkaniowe w Polsce z reguły straszą pseudonowoczesnością, architektoniczną sztampą, tandetnym efekciarstwem. A tłumaczenie takiego stanu rzeczy jest zawsze podobne: trzeba tanio, więc lepiej się nie da. Otóż da się. Warunek jest tylko jeden: architekt z wyobraźnią i talentem. Dowodzi tego choćby ubiegłoroczny laureat naszej nagrody – dom z prefabrykatów przy ul. Sprzecznej w Warszawie. A teraz także Unikato. Bo w tej realizacji, z uwagi na ograniczone możliwości inwestora, wszystko musiało być tanie i proste. Beton konstrukcyjny, okna z PCV, garaż na poziomie „0”. Ale Robert Konieczny znany jest z tego, że nawet najprostszym projektom potrafi nadać sznyt oryginalności. Jako rodowity katowiczanin z pokorą podszedł do faktu, że budynek ma stanąć w rejonie choć społecznie podupadłym, to architektonicznie nasyconym świetną przedwojenną moderną.
I jak to u Koniecznego bywa, wiele tu nawiązań i odwołań do historii. Uważny miłośnik architektury z pewnością dostrzeże je w przyjętych relacjach balkony–okna, w czarnej kolorystyce elewacji, w srebrnym cokole opasającym budynek czy w „wywiniętej” na modernistyczny sposób najwyższej kondygnacji. Ale zdecydowanie najciekawszym elementem projektowym, który dość klasycznej bryle nadaje smak zaskakującego szaleństwa, są balkony. Na dwóch ścianach budynku wręcz klasyczne, na trzeciej nieoczekiwanie gwałtownie się wydłużają. „Jakby odfruwały z elewacji” – napisała o nich architektka Justyna Swoszowska. „Kolce balkonów wbijają się w bezlistne drzewa” – dorzucił równie poetycko jej kolega po fachu Zbigniew Maćków. I kto by pomyślał, że prosty zabieg tak bardzo zdynamizuje architekturę i nada jej absolutnie niepowtarzalny styl. I wcale nie wymagało to wielkich pieniędzy, wystarczył Konieczny.
Od dawna trwa dyskusja (niestety toczona głównie w kręgach fachowców), jak dogęszczać miasto, by chronić je przed zjawiskiem urban sprawl, czyli niekontrolowanego rozrastania się przedmieść. Jak wypełniać puste miejsca, jak w historycznej przestrzeni stawiać tzw. plomby, by nie naśladowały przeszłości, ale mądrze się z nią komunikowały. Unikato jest w tej dyskusji bardzo ważnym głosem i przykładem sukcesu.
***
Enklawa przyrodnicza Bobrowisko w Starym Sączu
Projekt: 55 Architekci.
Pow. zabudowy: 1250 m kw.
Koszt inwestycji: 1,5 mln zł.
W końcu dotarła do Polski moda na tworzenie małej architektury, która ma zachęcać do kontaktu z przyrodą i ułatwiać jej podglądanie. Wieże i platformy widokowe, promenady i ścieżki przyrodnicze, kładki, a nawet – hit ostatnich lat – tzw. ścieżki w obłokach, czyli specjalne pomosty w koronach drzew. Część z nich idealnie wpisuje się w krajobraz, ale bywają i takie, które arogancko ingerują w pejzaż i choć widok z ich perspektywy jest wspaniały, to one same psują przestrzeń. Można więc powiedzieć, że nominacja dla Bobrowiska jest w pewnym sensie nominacją dla całej kategorii obiektów: bardzo pożytecznych, częstszych i coraz lepszych.
W Starym Sączu ciekawie wybrano miejsce. To nie naturalny, utworzony przed milionami lat układ przyrodniczo-geologiczny, ale w pewnym sensie efekt działalności człowieka; dawna żwirownia, zamknięta i na powrót oddana w użytkowanie przyrodzie. Usytuowana w widowiskowych przyrodniczo widłach dwóch żywiołowych rzek: Popradu i Dunajca. Uchroniono się na szczęście przed pokusą tworzenia wysokich wież, które wprawdzie zapewniłyby „niepowtarzalny widok”, ale w gruncie rzeczy stanowiłyby element nie zbliżający, lecz oddalający człowieka od natury. Obiekt składa się z obserwacyjnych ścieżek o długości ponad 400 m, meandrujących ostrymi zakosami między bagnami, jeziorkami, zaroślami i mokradłami oraz z dwu tzw. altan obserwacyjnych, służących podglądaniu (samemu będąc niewidocznym) ptaków, płazów i gadów, no a przede wszystkim bobrów.
Bobrowiska stanowią dobry wzór do naśladowania. Zastosowane rozwiązania są maksymalnie nieinwazyjne i świetnie wpisują się w kontekst, chociażby poprzez maksymalne wykorzystanie drewna jako budulca. Altany mają ciekawą architekturę mogącą kojarzyć się z nieruchomą arką, ale też rodzajem bunkra dającego zwiedzającym z jednej strony poczucie przytulności, a z drugiej wskazującego wyraźną granicę, której przekraczać nie powinni. Pomyślano i o tym, by pokrzywdzeni nie czuli się ani inwalidzi (możliwość przejazdu wózkami), ani dzieci (okienka w altanach znajdują się na różnych wysokościach, dostosowanych do wzrostu).
***
Hala KS Cracovia 1906 z Centrum Sportu Niepełnosprawnych
Projekt: Biuro Projektów Lewicki Łatak.
Pow. całkowita: 5100 m kw.
Koszt inwestycji: 45,5 mln zł.
To już jeden z ostatnich (a może i ostatni) projektów, które narodziły się w czasach wielkiego architektonicznego boomu. Pomysł budowy zrodził się w 2006 r. z okazji stulecia klubu, co tłumaczy oficjalną nazwę. W 2008 r. rozstrzygnięto konkurs, ale budowa, na skutek różnych przeciwności losu, ruszyła dopiero w 2016. Później poszło już błyskawicznie; w 23 miesiące po wmurowaniu kamienia węgielnego obiekt oddany został do użytku.
Nowy obiekt powstał w bardzo ważnym dla Krakowa miejscu – na Błoniach. I doceniany jest przede wszystkim za zalety urbanistyczne: idealne wpasowanie się w otoczenie. By nie naruszyć walorów widokowych w okolicy, budynek częściowo został zagłębiony poniżej poziomu działki. A równocześnie zaprojektowany tak, by jego bryła współgrała zarówno z krajobrazem rzeki Rudawy, jak i – po drugiej stronie – z przestrzeniami Błoni. Zapewniono też wolny dostęp do tarasu widokowego na dachu hali, skąd rozciąga się atrakcyjny widok na okolicę, na kopiec Kościuszki i Wzgórze św. Bronisławy. Sama architektura nawiązuje do dobrych kanonów modernizmu, pozbawiona jest niepotrzebnych elementów dekoracyjnych. Zdecydowano się na elewację pokrytą kortenem, czyli metalowymi, naturalnie korodującymi płytami. Podobnymi do tych, które wykorzystano przy Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku i przy krakowskiej Cricotece. Budynek jest funkcjonalny, w całości przystosowany do obsługi osób z niepełnosprawnościami. Wnętrze wykończono dość surowo (beton, niemaskowane urządzenia techniczne), momentami wręcz ascetyczne. Elegancki, ale nie spektakularny, nie ma może szans na tytuł ikony architektury, ale jest przykładem projektowania mądrego, racjonalnego, dającego optymalny efekt przy maksymalnych oszczędnościach.
***
Zodiak Warszawski Pawilon Architektury w Warszawie
Projekt: Kalata Architekci.
Architektura otoczenia: Gowin&Siuta.
Pow. całkowita: 838 m kw.
Koszt inwestycji: 11,6 mln zł.
Rodzime środowisko architektów ma dużą słabość do dorobku polskiego modernizmu i wielokrotnie wyrażało oburzenie jego niszczeniem polegającym na drastycznych przeróbkach lub wyburzaniu. Nic więc dziwnego, że przykład udanej rewitalizacji zauważono i doceniono. Zresztą nie z klasyczną rewitalizacją mamy tu do czynienia, ale dyskretną przebudową. Dwukondygnacyjny pawilon, który powstał w Warszawie w 1966 r., wchodził w skład tzw. Ściany Wschodniej. Przez lata pełnił funkcje gastronomiczne (bar szybkiej obsługi i kawiarnia), z czasem jednak podupadł. Pewne ożywienie, choć na krótko, wniosło umieszczenie tu jednego z pierwszych w Polsce barów Pizza Hut (1993 r.).
Zodiak po generalnym liftingu nieco się zmienił. Rozrósł się z dwóch do trzech poziomów (doszły podziemia), a otwarta przestrzeń pierwszego piętra, czyli dawnej kawiarni, została zabudowana. Zniknęły zewnętrzne schody, żelbetowa pergola i fontanna przed wejściem. Zmieniła się też funkcja miejsca. Pawilon będzie teraz miejscem wystaw, spotkań, dyskusji i wykładów poświęconych architekturze stolicy, czy szerzej jej wizualności. Na szczęście mimo wszelkich zmian udało się zachować charakter tego miejsca i horyzontalną lekkość poprzedniego projektu. Zadbano o szczegóły – jak charakterystyczny neon, podłogi z lastryko czy tak typowe dla ducha tamtej epoki mozaiki.
Przebudowa pawilonu Zodiak cieszy, zważywszy na marne losy innych, podobnych stołecznych obiektów (np. pawilony Chemii, Emilii czy Supersamu). Wpisuje się także w cykl modernizacyjny całej Ściany Wschodniej, który objął już tzw. Pasaż Wiecha, Rotundę i remont Domów Towarowych Centrum. Czy jednak Zodiak pozwoli ratować miastotwórczą funkcję tej części Śródmieścia?
***
Ratusz w Konstancinie-Jeziornie
Projekt: BBGK Architekci.
Architektura otoczenia: Pasa Design.
Pow. całkowita: 5800 m kw.
Koszt inwestycji: 26 mln zł.
Za tę realizację odpowiada pracownia istniejąca wprawdzie na rynku od niedawna, ale szturmem zdobywająca uznanie i prestiż. Przypomnę, że dwukrotnie była w ostatnich latach finalistą Nagrody Architektonicznej POLITYKI: za Muzeum Katyńskie oraz blok mieszkalny Sprzeczna 4. Tym razem zadanie było trudne. Konstancin kojarzy się jako miasto zamieszkane przez zamożnych ludzi zaludniających stare lub nowe „pałacyki”. Łatwo więc było ulec pokusie budowli klasycyzującej, która pozostawałaby w jakimś związku z tym potocznym obrazem. Na szczęście architekci całkowicie odrzucili ów wizerunek, a pewnym ułatwieniem był na pewno fakt, że ratusz usytuowano w „biedniejszej” części miasta, bez jej willowego kontekstu. Powstał zatem obiekt odwołujący się do najlepszych tradycji i atutów budownictwa modernistycznego.
Ratusz ma prostą i czytelną formę. W większości parterowy, tylko w jednym narożniku wznosi się ku górze, nawiązując w symboliczny sposób do tradycji wież ratuszowych. W tej części gmachu, dużo bardziej przeszklonej niż inne, mieści się reprezentacyjny hol, sala obsługi klientów, a na górze – sala obrad rady miasta. Większość biur zlokalizowano w części parterowej, głównie wokół zamkniętego, zielonego patio. Przez drugi zielony dziedziniec wiedzie otwarte wejście do budynku. Dominuje cegła. Nawet wewnętrzne korytarze oddzielają od pokoi oryginalne ceglane ścianki, za którymi umieszczono szafy na dokumenty. Z kolei elewację wzbogacono dyskretnymi, ale świetnie zwalczającymi monotonię ornamentami w kształcie rombów, utworzonymi z wysuniętych główek cegieł. To nawiązanie do charakterystycznych w kształcie otworów wentylacyjnych stawianych niegdyś na Mazowszu stodół. Fachowcy podkreślają z uznaniem wysoką funkcjonalność obiektu, czytelny podział na strefę publiczną i biurową, nienachalną symbolikę odwołującą się do takich pojęć jak transparentność i egalitarność, służebną rolę wobec obywatela, właściwe relacje między utylitarnością a funkcjami reprezentacyjnymi. Doceniają doskonałe wpasowanie się gmachu w otaczającą przestrzeń, a także liczne rozwiązania proekologiczne (np. gromadzona deszczówka służy nawadnianiu miejsc z zielenią).
***
Zwycięzcę tegorocznej edycji Nagrody Architektonicznej POLITYKI poznamy w maju. Ale już teraz, wzorem lat poprzednich, zapraszamy państwa do udziału w wyborze laureata plebiscytu czytelników. Głosować można do piątku 12 kwietnia na stronie: polityka.pl/architektura/.
***
Nominujący w VIII edycji Nagrody Architektonicznej POLITYKI
(kolejność alfabetyczna według nazwy instytucji lub nazwiska):
Agnieszka Bulanda, magazyn ARCH; Małgorzata Pilinkiewicz i Tomasz Studniarek; Archistudio Studniarek i Pilinkiewicz; Małgorzata Tomczak, A&B Architektura i Biznes; Ewa P. Porębska i Katarzyna Szadkowska w imieniu „Architektura-Murator”; Natalia Szcześniak i Radosław Gajda, „Architecture is a good idea”; Biuro Architektury i Planowania Przestrzennego Urzędu M.St. Warszawy; Piotr Lewicki i Kazimierz Łatak, Biuro Projektów Lewicki Łatak; Wiktoria Głodowska, Bryła.pl; Ewa Łączyńska-Widz, BWA w Tarnowie; Iwona Wilczek i Mariusz Tenczyński, db2 architekci; Anna Kościuk w imieniu Dolnośląskiej Okręgowej Izby Architektów RP; Marcin Brataniec, eM4 Pracownia Architektury; Patryk D. Zaremba, Forum Rozwoju Warszawy; Anna B. Gregorczyk, Fotoarchitektura; Beata Kujawa w imieniu FS&P Arcus; Katarzyna Baranowska, Fundacja Twórców Architektury; Paweł Grobelny; Wojciech Mycielski w imieniu Grupa 5 Architekci; JEMS Architekci; Robert Konieczny, KWK Promes; Katarzyna i Jakub Szczepańscy, Kongres Ruchów Miejskich; Wojciech T. Kacperski, Jacek Krych, JRK72; Tomasz Konior, KONIOR Studio; Jacek Droszcz i Bazyli Domsta, Kwadrat Studio Architektoniczne; Urząd Miasta Lublin; Aleksandra Major w imieniu Major Architekci; Joanna i Wojciech Małeccy, MAŁECCY biuro projektowe; Mazowiecka Okręgowa Izba Architektów RP; Justyna Kościńska w imieniu Stowarzyszenia Miasto jest Nasze; Urszula Gołota w imieniu Muzeum Architektury we Wrocławiu; Barbara Bułdys, Muzeum Okręgowe w Tarnowie; Bartosz Haduch i Michał Haduch, NArchitekTURA; Piotr Nawara, nsMoonStudio; Piotr Kozanecki i Bartosz Paturej, Onet.pl; Grzegorz Piątek; Marek Szeniawski w imieniu Zarządu Głównego Stowarzyszenia Architektów Polskich; Zarząd SARP Oddział Kraków; Maciej Kowalczyk w imieniu Zarządu SARP Oddział Warszawa; Piotr Mikulski-Bąk w imieniu „Studio-Projekt” Autorska Pracownia Architektoniczna; prof. Antoni Taraszkiewicz, Wydział Architektury Politechniki Gdańskiej; Piotr Winskowski; Marta Wójcicka; Anna Szewczyk-Świątek, 55Architekci.
***
Skład jury, które wybierze Laureata Grand Prix Nagrody Architektonicznej POLITYKI za rok 2018
(w kolejności alfabetycznej):
Grzegorz Buczek – architekt, urbanista, członek Rady Towarzystwa Urbanistów Polskich i Zarządu Oddziału Warszawskiego SARP, wykładowca na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej; Paweł Dobrzycki – architekt, scenograf teatralny, malarz i pedagog, dziekan Wydziału Scenografii ASP w Warszawie; Feliks Falk – reżyser, scenarzysta, absolwent ASP w Warszawie; Marek Kościkiewicz – muzyk, producent, absolwent warszawskiej ASP; Jacek Michalak – wiceprezes zarządu ds. rozwoju Grupy ATLAS; Ewa P. Porębska – redaktor naczelna miesięcznika „Architektura-Murator”; Krzysztof Sołoducha – redaktor naczelny portalu Sztuka Architektury; Magdalena Staniszkis – architekt i urbanista, prof. nadzw. na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej; Bogna Świątkowska – prezeska Fundacji Nowej Kultury Bęc Zmiana; Jarosław Trybuś – historyk sztuki i krytyk architektury; oraz przedstawiciele redakcji POLITYKI: Jerzy Baczyński, Jacek Poprzeczko i Piotr Sarzyński.
Ze względu na obecność w finale Warszawskiego Pawilonu Architektury ZODIAK, którego inwestorem jest miasto stołeczne Warszawa, z udziału w obradach jury wycofała się w tym roku Marlena Happach – dyrektor Biura Architektury i Planowania Przestrzennego Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy.