Nosić czy nie nosić? Choć wielu ekspertów uważa, że kwestia używania masek przez zwykłych, zdrowych ludzi w dobie pandemii koronawirusa jest stanowczo przeceniana i nie powinna wzbudzać tylu emocji – mimo wszystko każdy z nas chciałby poznać odpowiedź na to pytanie. Wielu szuka jej oczywiście w internecie, choć dr Google tradycyjnie nie okazuje się pomocny, gdyż proponuje (tylko w języku polskim) 7 mln 200 tys. wyników.
W mediach społecznościowych – a więc na Facebooku i Twitterze – podobny natłok informacji. I taki sam rozrzut opinii. Doszło do tego, że nawet najpoważniejsze pisma medyczne publikują na swoich stronach tabele porównawcze, jak w różnych krajach podchodzi się do zasadności noszenia masek. Ale i one nie mogą nadążyć za zmianami w rekomendacjach. Tu np. artykuł w „Lancecie” z 20 marca, kiedy w Stanach Zjednoczonych oficjalne stanowisko Agencji CDC (Centers for Disease Control and Prevention) jeszcze kategorycznie odradzało noszenie masek osobom zdrowym. Kilka dni później amerykańscy eksperci zmienili zdanie, wskutek czego również w Polsce zaczęto się zastanawiać, czy nie warto pójść tą drogą.
Czytaj też: Ile osób odzyskuje zdrowie po Covid-19? Jak szybko?
Maski. Ochrona nieidealna, ale u wielu konieczna
Eksperci formułują sprzeczne opinie, bo sprawa nie została po prostu dokładnie zbadana. Trudno sobie nawet wyobrazić, czy stosowne badania w realnych warunkach można by dla oceny skuteczności noszenia masek przeprowadzić, biorąc pod uwagę zmienność parametrów, które przy takiej obiektywnej i rzetelnej analizie wypadałoby uwzględnić. Jedna rzecz wydaje się ugruntowana z naukowego punktu widzenia: MOŻESZ nosić maskę, jeśli chcesz, lecz MUSISZ ją nosić, jeżeli jesteś chory.
Ale i tu natrafiamy na pułapkę, bo przy kilkunastu (a według niektórych badań nawet kilkudziesięciu) procentach osób, które przechodzą infekcję Covid-19 bezobjawowo, nie sposób w jej początkowym okresie ustalić, kto już jest zakażony. Mnóstwo ludzi czuje się dobrze, ale może rozprzestrzeniać zarazki w wydychanym powietrzu i kropelkach wydzieliny z ust i nosa. Więc czy nie byłoby prościej po prostu wydać rozkaz, aby maski nosili wszyscy? Wszak w kilku krajach Azji od początku – i to nie tylko podczas obecnej pandemii – obowiązuje przymus ich noszenia na ulicach. U naszych południowych sąsiadów, w Czechach i na Słowacji, wprowadzono podobne zalecenie.
Jeśli w USA lub w Polsce jeszcze miesiąc temu je odradzano, a teraz coraz głośniej słychać o tym, że należy maski zakładać przy każdym wyjściu z domu – to nie dlatego, że eksperci nie znają się na rzeczy, tylko zmieniły się warunki: na ulicach i w szpitalach jest dużo więcej osób zakażonych, zatem ryzyko natrafienia na wirusa przeważa nad ujemnymi skutkami nieidealnej ochrony, jakie stwarza takie zabezpieczenie.
Bo czy to sens nosić maski po prostu na świeżym powietrzu, w drodze do sklepu lub apteki? Taka ochrona wydaje się zbyteczna, jeśli będziemy pamiętać o zachowaniu odległości ok. 2 m od innych pieszych i o tym, by podczas spaceru nie wdawać się z nikim w bliską pogawędkę. Ochrona ust i nosa będzie natomiast potrzebna w pomieszczeniach niewentylowanych i zamkniętych, czyli także np. w taksówkach lub środkach miejskiej komunikacji.
Czytaj też: Rozmowy telefoniczne w autobusie. Groźne w czasie pandemii?
WHO pozostaje nieugięte: maski nie pomogą
6 kwietnia Światowa Organizacja Zdrowia opublikowała podsumowanie swojego stanowiska w tej sprawie. Wynika z niego w zasadzie to, co wiemy: noszenie masek nie zapobiega infekcji Covid-19. Tego rodzaju ochrona jest niewystarczająca, by uchronić się przed zakażeniem.
WHO jeszcze raz, tym razem w bardzo klarownej formie, usystematyzowało swoją opinię w sprawie masek po analizie doniesień z Hongkongu, które wskazywały na to, że powszechne zastosowanie tego rodzaju zabezpieczenia w populacji mogło zmniejszyć rozprzestrzenianie wirusa. Ale eksperci stwierdzają, że nie ma tu bezpośredniego związku: chociaż maski mogą pomóc ograniczyć rozprzestrzenianie choroby, same są niewystarczające. Podkreślili, że nie mają dowodów na to, by noszenie masek na wolnej przestrzeni chroniło zdrowych ludzi przed infekcjami dróg oddechowych, w tym również Covid-19.
Czytaj także: Doktor WHO. Człowiek, który stał się twarzą walki z Covid-19
Ważne jest następujące rozróżnienie: jeśli mówimy o korzyściach z masek dla osób spoza personelu medycznego, to zdaniem WHO „maski służą ochronie innych, a nie siebie” (czyli osoby zakatarzone i kaszlące powinny je zakładać, podobnie jak osoby opiekujące się nimi, gdy są w tym samym pomieszczeniu). I dalej, à propos osób bezobjawowych: „Wirus może być przenoszony przez osoby, które nie mają objawów, ale ponieważ nadal rozprzestrzenia się on za pomocą kropelek lub na skażonych powierzchniach, wystarczy zminimalizować to ryzyko, zachowując między ludźmi odpowiednio dużą odległość i myjąc regularnie ręce”.
Jak widać, powyższe stanowisko, choć uaktualnione, nie jest tożsame z tym, co Amerykanom zaleca CDC. Nie należy też spodziewać się tego, aby szybko doszło tu do jakiegoś porozumienia. Kraje, które zaleciły noszenie masek wśród swoich obywateli, powinny zdaniem WHO przeprowadzić wnikliwsze badania w celu monitorowania ich skuteczności, bo pokazywanie na wykresach spadku zachorowań wyłącznie w kontekście „maskowania” niczego nie wyjaśnia. To nie jest jedyny parametr, który należy brać pod uwagę, gdyż poza nakazem stosowania masek nawet w Hongkongu lub na Tajwanie podjęto mnóstwo innych kroków w celu ograniczenia epidemii. Na ile same maski były tam skuteczne?
Dlaczego maski nie są stuprocentowo skuteczne?
Wiele osób nosi maski własnej roboty, które niczego nie filtrują, zatrzymują tylko duże krople utrzymującego się w powietrzu aerozolu. Nie można takimi maseczkami zasłaniać ust długo, bo nasiąknięte śliną same stanowią zagrożenie. Dlatego ich ściąganie z twarzy to w pewnym stopniu niełatwa sztuka – nie wolno rękami dotknąć zewnętrznej, przedniej powierzchni, a nawet jeśli chwycimy za boczne troczki lub gumki, ręce również należy zaraz umyć. Zresztą według wielu ekspertów to mycie lub dezynfekcja dłoni dają przed roznoszeniem koronawirusów najlepszą ochronę – i przestrzeganie tej zasady w żadnych rekomendacjach nie zostało odwołane.
Czytaj też: Covid-19 nie oszczędza już młodych. Dlaczego umierają?
Aby maska spełniała swoje zadanie, powinniśmy ją nałożyć na usta i nos tuż przed wejściem do pomieszczenia, gdzie przebywają inne osoby. Zanim dotkniemy ręką nieodkażonej klamki lub dotkniemy blatu, na którym mogły przed chwilą osiąść zarazki. Oczywiście trzeba zachowywać się (a przede wszystkim myśleć!) racjonalnie, więc nie ma co panikować, że w sklepie lub aptece wszystkie półki są dziś siedliskiem koronawirusów. To też warte zapamiętania: wszelkie instrukcje bezpiecznego noszenia masek wydają się sprawdzać doskonale w teorii, natomiast są mniej użyteczne w praktyce. Każdy zapamięta, aby szczelnie zakrywać maską usta i nos (nie mogą się robić prześwity po bokach ani nie można co chwila ściągać jej do połowy i nosić pod nosem, żeby łatwiej było oddychać), ale jeśli ktoś odwiedza w ciągu dnia kilka sklepów – to przed wejściem do każdego należałoby nakładać nową maseczkę, pamiętając, by poprzednią umieszczać w jakimś worku. Bardzo wątpię, czy wszyscy są tak skrupulatni.
Czytaj też: Czy jednorazowe maski można dezynfekować w domu?
W przypadku profesjonalnych masek ich czas przydatności określa producent. Nawet specjalistyczne maski dla personelu medycznego N-95 oferują ograniczoną ochronę. Użyta w ich nazwie liczba 95 mówi wszystko – jeśli jest właściwie dopasowana, może odfiltrować cząstki o średnicy do 0,3 mikrometrów w 95 proc. przypadków. Praktyka pokazuje jednak, że ich efektywność jest bardzo różna – jedne w warunkach laboratoryjnych testów wyłapują 92 proc. zarazków, a inne zaledwie połowę.
Jeśli chodzi o domowe maski bawełniane, to ich skuteczność – a więc możliwości filtracyjne – bywa niewielka po zawilgoceniu. Niektórzy podobno wszywają dodatkowe filtry – wtedy ten czas wydłuża się do kilku godzin, ale tu znów pytanie praktyczne: po co mieć taką kilkugodzinną maskę, skoro zgodnie z wcześniejszymi zaleceniami jest sens ją nosić tylko podczas jednorazowej wizyty w sklepie? Wykluczających się wskazówek i tzw. dobrych rad ekspertów można znaleźć więcej, a jasnego stanowiska, przewidującego różne okoliczności i warunki codziennego życia, wciąż brak. Być może dlatego właśnie racjonalnie myślący ich nie zalecają, wiedząc, że w praktyce nie spełnią dobrze swojej funkcji.
Czytaj też: Utrata węchu lub smaku, nowe objawy Covid-19
Trzy argumenty za maskami
Jest jednak pewien istotny argument, który pozwala zrozumieć nakaz noszenia masek. To imperatyw psychologiczny – wraz z nadejściem wiosny będziemy wokół siebie spotykać więcej osób kichających i odkrztuszających wydzielinę. Za sprawą pylenia drzew alergicy znów będą zmuszeni przeżyć ciężki okres, na który nakłada się koronawirus. Stojąc nawet w krótszych kolejkach lub podróżując niezatłoczonym autobusem, poczujemy się bezpieczniej, gdy zakatarzone osoby będą miały na sobie maseczki, a sami mając je na nosie, również przyczynimy się do tego, że mniej ludzi będzie się ich wstydzić.
Czytaj też: Jak okiełznać wirusa? Co mówią modele matematyczne
Drugą zaletą jest to, że zasłoniętej twarzy mimowolnie nie dotykamy palcami. To właśnie na dłoniach rozprowadzamy zarazki i nie potrafiąc się powstrzymać przed potarciem nosa, warg lub oczu – przenosimy je na swoje błony śluzowe. Mechaniczna zapora w postaci bawełnianej maski skutecznie to uniemożliwi, więc choćby dla tej jednej zalety warto przekonać się do ich zakładania, gdy musimy przebywać wśród nieznanych osób i nie da się utrzymać od nich bezpiecznej odległości.
Po trzecie wreszcie, należy pamiętać, że do zakażenia potrzebny jest nie tylko „pojedynczy” wirus, ale pewna ilość materiału zakaźnego. Choć maseczka może być przepuszczalna dla pojedynczych drobinek śliny, przed większą ich ilością będzie stanowiła lepszą barierę. Dlatego personel medyczny i osoby opiekujące się zakażonymi pacjentami powinny bezwzględnie nosić to zabezpieczenie: wokół ciężej chorych czynnika zakaźnego przenoszonego drogą kropelkową jest po prostu więcej.
Nie mam wątpliwości, że w miarę upływu czasu coraz więcej ludzi będzie się przekonywać do tej metody ochrony. Oby jednak nie przerodziło się to w fałszywe poczucie bezpieczeństwa! Rekomendacje dotyczące pozostawania w domu, częstego mycia rąk oraz utrzymywania dystansu co najmniej 1,8 m na ulicy i w miejscach publicznych nie tracą aktualności. Ostatecznie nic nie zastąpi zdrowego rozsądku. Maska na twarzy również.
Czytaj też: Wszystkiemu winni Chińczycy? Nauka temu przeczy