Królestwo zwierząt, typ strunowce, gromada ssaki, rząd naczelne, gatunek Homo sapiens. To nasz adres w świecie istot żywych. Z punktu widzenia klasyfikacji, której sami jesteśmy zresztą autorami, małpy, krowy, psy i mrówki to nasi bliżsi lub dalsi krewni. Czy jednak pomimo naukowej wiedzy o ewolucji czujemy się tak naprawdę częścią tej rodziny? Czyż nie mamy problemu z naszą zwierzęcą tożsamością? Zwierzę i człowiek wciąż chyba funkcjonują w potocznym myśleniu częściej jako przeciwieństwo, niż jako pojęcia należące do tej samej kategorii.
My im, one nam
Prześledziwszy historię ludzkości widzimy, jak wielką rolę odgrywają w niej inne gatunki. Jared Diamond, propagator idei ewolucjonizmu i autor takich bestsellerów jak „Trzeci szympans” czy „Strzelby, zarazki, maszyny”, promuje tezę, że cywilizacyjna kariera ludów zamieszkujących Eurazję wynika wprost z tego, iż akurat ten rejon zamieszkiwały gatunki roślin i zwierząt, które szczególnie dobrze nadawały się do udomowienia. Udomowienie z kolei dało podstawy rozwoju rolnictwa i hodowli, co pozwoliło człowiekowi wytwarzać nadwyżki żywności, a dzięki temu mogła pojawić się specjalizacja pracy. Ponadto rola zwierząt nie ograniczyła się wyłącznie do dostarczania ludziom pokarmu, ale dzięki wykorzystaniu siły zwierząt zaczęto podróżować i transportować szybciej i na dalsze odległości, niż pozwalałyby na to własne możliwości fizyczne. Zwierzęta także stały się pierwszymi silnikami maszyn konstruowanych przez człowieka.
Niestety, udomowienie zwierząt ma swoją cenę. Wiele wskazuje na to, że wirusy takich chorób jak ospa, grypa czy gruźlica, które przez wieki dziesiątkowały ludzką populację i wpływały na bieg historii, wyewoluowały z chorób obecnych u zwierząt hodowlanych. Na przykład wirus grypy, który ostatnimi czasy wzbudza duży niepokój, zawdzięczamy kontaktom z drobiem. Ptaki bowiem są jego nosicielami. Wirus może nie tylko przenosić się na ludzi – to zagrożenie dotyczy tylko tych osób, które mają bezpośredni kontakt z chorymi ptakami, a więc na przykład pracowników ptasich ferm – ale potrafi zmutować do postaci, w której zakażenie będzie przenosić się pomiędzy ludźmi. A to oznacza ryzyko masowej epidemii, co w historii miało już niejednokrotnie miejsce.
Ewolucjoniści stawiają też pytanie o związek ekspansji człowieka z wymieraniem gatunków innych zwierząt. Patrząc na dzisiejsze zmiany w środowisku naturalnym i kurczenie się siedlisk dzikich zwierząt, można dojść do wniosku, że w świecie zwierząt mamy status wyjątkowo wyrodnego i niedobrego krewniaka.
Co prawda można też powiedzieć, że zwierzęta przez nas hodowane lub te, które nam towarzyszą, jak psy czy koty, odniosły niebywały sukces. Wraz z człowiekiem dotarły do najdalszych zakątków kuli ziemskiej. Wiele z nich nie musi martwić się o pokarm, a w razie chorób korzystają z wynalazków ludzkiej medycyny. Tylko czy zwierzęta, którym tak urządzamy życie, są na pewno z tego zadowolone? I czy w ogóle – to pytanie jest kluczowe – można mówić o zadowoleniu, ba, szczęściu zwierząt?
Dyktatura eksperymentu
Psychologia naukowa narodziła się w końcu XIX w., gdy ogromne postępy czyniła fizjologia. Systematyczny eksperyment stał się wtedy główną metodą badawczą, a w laboratoriach zagościły zwierzęta. Jednym z takich badaczy był Iwan Pawłow, który podjął badania nad odruchem ślinienia się. W trakcie eksperymentów, jak to często w nauce bywa – przypadkiem, zaobserwował, że psy zaczynały się ślinić nie tylko wtedy, gdy dostawały pokarm, ale już wtedy, gdy zbliżał się do nich badacz, który ten pokarm wcześniej podawał. Zapewne czytelnicy mogą uznać to za trywialne odkrycie – w końcu każdy opiekun czworonoga wie, że głodny pies ślini się nie tylko na widok miski, ale już wtedy, gdy zbliżamy się do lodówki albo szeleścimy papierkiem, który kojarzy się z czymś smacznym. Niemniej opisanie tego zjawiska, nazwanego odruchem warunkowym, było przełomowym odkryciem w psychologii. Badania Pawłowa pozwoliły na opisanie ważnego prawa uczenia się – nabywania odruchu warunkowego.
Prawo to okazało się uniwersalne: odruch warunkowy wytwarza się tak u psa, jak i u innych zwierząt, w tym u człowieka.
Doświadczenia Pawłowa miały ważną konsekwencję: zachęciły innych do prowadzenia eksperymentalnych badań nad zachowaniem zwierząt dla zrozumienia zachowań człowieka.
Myśl zapoczątkowana przez tego uczonego szczególnie silnie zainspirowała badaczy zza Oceanu i w początkach XX w. narodziła się szkoła behawioryzmu. Behawioryści mieli ambicję, aby z psychologii uczynić naukę podobną do nauk przyrodniczych. Oparli się więc na laboratoryjnym eksperymencie, a swoimi „osobami badanymi” uczynili zwierzęta. Behawioryści programowo uznali, że będą interesować się tylko tym co mierzalne, bezpośrednio obserwowalne, obiektywne. Zatem behawioryzm unikał takich sformułowań, jak: zwierzę oczekuje czy też zwierzę pragnie, gdyż, jak twierdził czołowy badacz tego nurtu Burrhus Frederic Skinner, pojęcia te są „mętne i nic nie wnoszą do opisu zachowania”. Zamiast tego preferowano opis zachowania w kategoriach bodźców, reakcji i powiązań między nimi. Badane zwierzaki umieszczano w klatkach, w których w ściśle kontrolowanych warunkach uczyły się wykonywać pewne sekwencje reakcji, co powodowało pojawianie się nagród, np. jedzenia lub kar, np. szoku elektrycznego. Badania te miały kapitalny wkład w poznanie praw uczenia się, ale zapewne większość współczesnych czytelników uznaje je za dość okrutne.
Faktycznie, behawioryzm nie traktował problemu cierpienia psychicznego zbyt serio (w końcu pojęcie to trzeba by uznać za niejasne, bo odczucie, że zwierzę cierpi, jest subiektywną interpretacją obserwatora). Ulubioną metaforą behawioryzmu było przyrównanie zachowania tak zwierzęcia, jak i człowieka do maszyny – automatu, który stymulowany z zewnątrz przez bodźce emituje reakcje. Więc reakcje można niemal dowolnie kształtować poprzez system kar i nagród.
Psia depresja
Wątpliwości psychologów zaczęło wzbudzać to, czy rzeczywiście rezygnując z pojęć takich jak uczucia, pragnienia czy dążenia można opisać zachowanie. Jednym z przełomowych eksperymentów było badanie nad zjawiskiem wyuczonej bezradności, przeprowadzone w zespole Martina Seligmana (znanego zapewne naszym czytelnikom z badań nad optymizmem – patrz „Z łopatą po szczęście”, „Pomocnik Psychologiczny” z 27 X 2007 r. ). W eksperymencie tym zauważono, że pies, który doświadcza przykrych bodźców (szoku elektrycznego) niezależnie od swoich prób uniknięcia ich, po pewnym czasie w ogóle traci ochotę na dalsze próby unikania takich bodźców. Staje się apatyczny, a jego przygnębienie i bierność trwają nawet po zakończeniu eksperymentu. Dopiero usilne próby nauczenia go zmiany zachowania, np. wielokrotnie powtarzane przeciąganie na drugą stronę klatki, gdzie nie ma szoku elektrycznego, nazywane treningiem sprawstwa, niweluje apatyczne zachowanie, które przypomina symptomy depresji obserwowane u ludzi. Dlaczego mówimy o przełomie? Otóż, żeby zrozumieć, co stało się w eksperymencie, musielibyśmy powiedzieć, że pies początkowo traci poczucie kontroli, uczy się, że nie ma wpływu na to, co się dzieje, prowadzi to do braku chęci do jakiegokolwiek działania, uczucia przygnębienia i dopiero usilne przekonywanie psa, że może mieć jednak kontrolę nad tym, co się dzieje, zmienia nastawienie i oczekiwania co do możliwości decydowania o tym, co się z nim stanie, a to powoduje, że aktywnie próbuje zmieniać swoje położenie. Wszystkie wyróżnione pojęcia w opinii Skinnera należałoby uznać za mętne i niedające się bezpośrednio zaobserwować. Problem jednak w tym, że bez nich nie można zrozumieć istoty obserwowanych zjawisk.
Teza, że człowiek nie jest automatem emitującym reakcje, lecz działania ludzi są skierowane na cele, a ludzie mają plany i oczekiwania, odczuwają emocje, a także są świadomi tego, co robią, i potrafią poddać swoje działania refleksji, szeroko zagościła w psychologii. Pogląd, iż życie psychiczne zwierząt ma również świadomy charakter, zwierzęta również tworzą plany swoich działań i doświadczają emocji, a ich decyzje są poprzedzone myśleniem, bardziej opornie przebijała się w psychologii. W sumie to dość zdumiewające, biorąc pod uwagę, że badania zwierząt rozpoczęto, przyjmując, że ich zachowanie stanowi model zachowania ludzi, a psychika zwierzęcia i psychika człowieka stanowią jedno kontinuum.
Szczęśliwie badania nad zwierzętami wyszły poza mury laboratorium, psychologowie zaczęli się bardziej interesować zachowaniem zwierząt również w ich naturalnym środowisku. Obserwacje pokazały, jak złożone jest zachowanie wielu gatunków, dowiodły, że takie fenomeny jak komunikacja symboliczna, altruistyczne zachowania czy skomplikowane relacje społeczne nie są wyłącznie domeną Homo sapiens. Słynne obserwacje szympansów w ich naturalnym środowisku w Afryce, prowadzone przez Jane Goodall, pokazały, że szympansy nie tylko tworzą skomplikowaną społeczność, a ich relacje rodzinne przypominają te występujące u ludzi, ale również posługują się prostymi narzędziami, a nawet – co znowu wskazuje na podobieństwo z nami – prowadzą między sobą regularne wojny. Sama autorka „W cieniu człowieka” stwierdza, że gdy zaczynała obserwacje nad szympansami w latach 60., mówienie o umyśle zwierząt traktowane było niezbyt poważnie. Podobnie zwyczaj nadawania imion obserwowanym zwierzętom uważano za nielicujący z nauką i wynikający z nadmiernego zaangażowania emocjonalnego badacza. Wątpliwości jednak narastały: czy można mówić o zwierzęcym umyśle i zwierzęcej świadomości?
Cwany Hans
Głównym argumentem przeciwników rozważań dotyczących istnienia świadomości u zwierząt jest argument ryzyka antropomorfizacji, czyli nadawania cech ludzkich zwierzętom. W tym kontekście podawany jest przykład Sprytnego Hansa – konia, który umiał liczyć. Hans w odpowiedzi na pytania typu, ile jest tu osób z kapeluszami na głowie, wystukiwał kopytem odpowiednią liczbę, czym wprowadzał publiczność w głębokie zdumienie. Bliższe badania pokazały, że Hans tracił umiejętność liczenia, gdy nie widział kogoś, kto znał prawidłową odpowiedź. Okazało się, że Hans nie liczy, ale pilnie obserwuje ludzi i przestaje stukać kopytem, gdy zachowania ludzi wskazują, że dobrnął do właściwej liczby stuknięć. Przykład ten służy przeciwnikom rozważań o umyśle zwierzęcym, gdyż pokazuje, że łatwo o błędną interpretację i nadinterpretację zachowań zwierzęcia. Z drugiej strony, jak zauważa Donald Griffin, propagator badań nad psychologią zwierząt, przypadek Hansa pokazuje, że są one w stanie uczyć się dość skomplikowanych zachowań i z faktu, że Hans nie potrafił liczyć, nie wynika, że w ogóle nie potrafił myśleć.
Krótko mówiąc, procesy dziejące się w umysłach zwierząt mogą być mniej skomplikowane, a ich subiektywny świat przeżyć odmienny i niedostępny człowiekowi, ale nie wynika z tego bynajmniej, że ten świat w ogóle nie istnieje.
Argumentów na rzecz istnienia świadomości, a także innych wyższych funkcji, np. empatii, czyli odzwierciedlania emocji przeżywanych przez innego osobnika, dostarczają badania neurobiologiczne. Zapewne jesteśmy dalecy od tego, żeby obecnie określić, czym jest świadomość u zwierząt oraz których gatunków może ona dotyczyć. Ale psychologia zwierząt wzbudza spore zainteresowanie.
Badania nad różnymi gatunkami nie służą wyłącznie jako model do badań psychiki ludzi – umysł zwierząt stał się interesujący sam w sobie. Szczególnie że nie są to rozważania czysto akademickie, ale praktyczna wiedza, która ma zastosowanie zarówno w hodowlach, ogrodach zoologicznych, jak i w naszym domu w stosunku do czworonożnych domowników.
Jak podsumowuje prof. Wojciech Pisula, badacz zachowań zwierząt, niezależnie od tego, jak rozumiemy ich świadomość, z pewnością są one w stanie odczuwać cierpienie. W dodatku cierpienie, które nie tylko wynika z fizycznego bólu, ale również takie, które ma podłoże czysto psychiczne. Wspomniany wyżej pies z eksperymentów Seligmana cierpiał na skutek odebrania mu poczucia kontroli na zdarzeniami. Podobnie jak ludzie, zwierzęta mogą przeżywać stan stresu. Stres może jednak wystąpić zarówno wtedy, gdy mamy nadmiar i przesyt bodźców, jak i wtedy, gdy dzieje się zbyt mało. Zwierzęta – podobnie jak ludzie – mogą się nudzić, a długo trwający stan nudy wpływa destrukcyjnie na ich psychikę. Jest to zresztą jeden z poważniejszych dylematów, przed którymi stają opiekunowie zwierząt w ogrodach zoologicznych.
Zwierzęta – znowu podobnie jak ludzie – ujawniają niekiedy zaburzenia psychiczne. Wydaje się co więcej, że niektóre z tych zaburzeń, np. depresja czy fobie (nadmierny i nieracjonalny lęk przed jakimś przedmiotem czy sytuacją), mają podobny mechanizm u ludzi i u zwierząt, co wnioskujemy z tego, że podobne zabiegi terapeutyczne są w obu wypadkach skuteczne. Z cierpieniem zwierzęcia mamy do czynienia także wtedy, gdy jest ono pozbawione swoich naturalnych form zachowania. Chociaż potrzeby życiowe zwierząt i ludzi są generalnie podobne, to ich sposób zaspokajania odmienny – na przykład nam tarzanie się w błocie lub piasku nie kojarzy się ze sposobem dbania o higienę. Z kolei dla świń warunki uniemożliwiające takie zachowanie są zapewne równie irytujące, jak dla nas myśl, że jesteśmy brudni i nie mamy się gdzie wykąpać.
Ograniczenie naturalnych form zachowania w przypadku hodowli wynika natomiast z chęci ograniczenia kosztów i maksymalizacji zysków. Zdarza się jednak, że człowiek krzywdzi zwierzę psychicznie bez złych intencji; wynika to po prostu z niewiedzy.
Na przykład opiekunowie szczeniaka mogą celowo izolować go od innych psów, martwiąc się, że jest on strofowany przez starsze osobniki. Niestety, wtedy szczeniak wyrasta na dorosłego psa, który kompletnie „nie umie się zachować” w psim towarzystwie.
Bracia mniej szczęśliwi
Czy uszczęśliwiamy sobą zwierzęta? Nie ma pewności. A czy one czynią nas szczęśliwszymi? I tym razem wyniki badań zgodne są z intuicyjnym przekonaniem: generalnie więź z braćmi mniejszymi ma pozytywny wpływ na ludzi. Wiadomo na przykład, że więź (bardziej więź niż sama obecność) łagodzi u ludzi przeżywany stres.
Szczególnie pozytywny wpływ mogą mieć zwierzęta na te osoby, których kontakty z innymi ludźmi są utrudnione: chorych, starszych, samotnych. Świadomość tego, że zwierzęta czują i myślą, choć zarazem potrafimy skutecznie zdobywać nad nimi przewagę, skłania do postawy odpowiedzialności. Tendencja w cywilizowanym świecie, by za pomocą uregulowań prawnych chronić prawa zwierząt, ma coraz więcej zwolenników. A tak w ogóle to zainteresowanie człowieka innymi gatunkami, nawet jeśli ma swoje odpowiedniki w świecie zwierząt, to ze względu na swoją skalę czyni nas wyjątkowymi.