●●●●●○
Na casting „Chóru kobiet” (spektakl-performance autorstwa Marty Górnickiej, wyprodukowany przez Instytut Teatralny w Warszawie) zgłosiła się ponad setka kobiet, do premiery dotrwało 28 z nich. Różni je wiek, bagaż doświadczeń życiowych i zawodowych, łączy kobiecość – i problem ze znalezieniem takiej jej definicji, która oddawałaby prawdę o nich, nie staczając się w żaden z licznych stereotypów. O swoim zagubieniu opowiadają za pomocą fragmentów „Antygony” Sofoklesa, pism Simone de Beauvoir, kawałków reklam, refrenów popowych hitów, motywów rodem z baśni, filmów, oper i... przepisów kulinarnych. Od dzieciństwa faszerowane są baśniami o Królewnie Śnieżce, zamierającej w oczekiwaniu na budzący do życia pocałunek księcia, czy filmami o seksbombach w typie Lary Croft, których inteligencja i wiedza jest jedynie nic nieznaczącym dodatkiem do silikonowego biustu i zmysłowo rozchylonych ust. A także – historiami o kobiecym poświęceniu w stylu Moniuszkowskiej „Halki”, której bohaterka, zdradzona i porzucona, ostatecznie przebacza niewiernemu kochankowi i posłusznie, po kobiecemu, usuwa się w cień. „Chór kobiet” jest wykrzyczaną, wyskandowaną, wyśpiewaną i wyszeptaną, na głosy, chórem i solo, kobiecą niezgodą na narzucane przez mężczyzn wizje kobiecości. Niezgodą, która buduje.
Aneta Kyzioł
Polityka
29.2010
(2765) z dnia 17.07.2010;
Kultura;
s. 49