Wawrowski mówił wtedy POLITYCE, że robi to wszystko z powodów osobistych i generacyjnych: na takiej bowiem muzyce się wychował i wie, że ludzie z jego pokolenia – podobnie jak on sam – wciąż tę muzykę kochają. Ograniczenia generacyjne okazały się czysto umowne, bo w sierpniu zeszłego roku w Dolinie Charlotty znalazła się publiczność w różnym wieku, trochę jak na megakoncertach Rolling Stonesów – stąd hasło, które teraz będzie towarzyszyć festiwalowi: „Muzyka łączy pokolenia”.
Weterani w natarciu
Wymyślona przez Wawrowskiego impreza nie jest festynem, gdzie obowiązkowo występują reprezentanci muzycznej komercji i telewizyjnej rozrywki, co ma się podobać wszystkim – bo muzyka, która w amfiteatrze w Strzelinku ma łączyć pokolenia, lokuje się dość daleko od głównych nurtów współczesnego popu. Chodzi o rock z przełomu lat 60. i 70. Ten ma dość kultowy odbiór na całym świecie.
Rock progresywny, hard rock czy tzw. klasyka rockowa w wykonaniu takich zespołów jak Colosseum, Yes, Uriah Heep, Deep Purple obecne są choćby na Arrow Rock Festival w holenderskim mieście Nijmegen czy na Tiana Prog Fest w Barcelonie.