Archiwum Polityki

W cieniu czarnych skrzynek

Za sprawą czarnych skrzynek katastrofa smoleńska powróciła na pierwszy front politycznego konfliktu. Każdy znalazł w zapisach z tych urządzeń to, co jest potrzebne do ułożenia własnych puzzli.
Jarosław Kaczyński nie przyszedł na posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego, na którym miano podjąć ostateczną decyzję o ujawnieniu stenogramów z nagrań. Przysłał pełnomocnika z zaskakującą uwagą, że zapis powinny najpierw poznać rodziny. O tym, że pełnomocnik nie zostanie wpuszczony, wiedział z góry, bo przecież jest prawnikiem konstytucjonalistą, a więc świadomie urządził polityczną demonstrację mającą na celu zapewne osłabienie efektu ujawnienia stenogramów.

Czego nie powiedział prezes, dopowiadali członkowie jego ugrupowania, formułując nawet bardzo skrajne opinie, żerujące na antyrosyjskich nastrojach czy wręcz je podsycające. Ale gest Kaczyńskiego pozostał w gruncie rzeczy bez znaczenia. Stał się medialnym newsem na dwie, trzy godziny. Do momentu, gdy stenogramy opublikowano.

Grzegorz Napieralski z posiedzenia RBN wyszedł, bo po prostu postanowił być z boku, gdyż w kampanii wyborczej taka postawa może mu przynieść większe profity. Zwłaszcza gdy uda się za coś rząd, a już zwłaszcza marszałka Komorowskiego, skrytykować.

Zanim więc stenogramy ujrzały światło dzienne, rozpoczął się kolejny etap politycznej gry, jaka wokół katastrofy toczy się od początku. Decyzja o szybkim ujawnieniu ją utrudniła, ale oczywiście nie zakończyła. PiS przyznało wprawdzie, że ujawnienie było słuszne, ale podtrzymywało wątpliwości, czy Rosjanie przekazali nam wersję autentyczną. Natychmiast też podkreślano, że w stenogramach nie ma nic, co wskazywałoby na naciski na załogę samolotu, jakby dając do zrozumienia, że sam prezes miał obawy, czy nie pojawi się w zapisie rozmów zdanie wskazujące na bezpośrednią decyzję prezydenta w sprawie lądowania, bo to jest ta zasadnicza linia obrony – prezydent nie naciskał, a więc nie ma żadnego udziału w przyczynach katastrofy; na niego i powstałą po jego śmierci legendę nie pada żaden cień.

Polityka 24.2010 (2760) z dnia 12.06.2010; Temat tygodnia; s. 16
Reklama