Bankiety to stały punkt festiwali, czemu trudno się dziwić, gdyż tak jest na całym świecie. (O tym, jak morderczo bawi się towarzystwo na festiwalu filmów rosyjskich, można poczytać w najnowszym kryminale Aleksandry Marininy „Czarna lista”). Kto wie, czy nie należałoby jednak wprowadzić jakiegoś algorytmu, uzależniającego liczbę przyjęć od ogólnego poziomu imprezy. Gdyby taki wzór obowiązywał już tym razem, imprez rozrywkowych winno być trochę mniej.
Nie ma też pewności, czy w konkursie głównym musiało się znaleźć aż 20 tytułów, skoro były w tej stawce filmy wybitnie nieudane, w tym niemal wszystkie komedie, niby-komedie i obyczajowe kawałki telenowelowej proweniencji. Aż strach pomyśleć, co oglądali w tym czasie widzowie wybierający tytuły, które do konkursu nie zostały dopuszczone, prezentowane w cyklu „Panorama polskiego kina”. Zapewne widoki musiały być niezapomniane!
Znęcanie się nad polskim kinem jest jednak zajęciem zbyt łatwym i próżnym, poszukajmy zatem jakichś plusów.