Źle się dzieje w afgańskiej armii, a jej wartość bojowa jest wysoce wątpliwa. Wynika tak z majowego raportu International Crisis Group, brukselskiej organizacji pozarządowej, monitorującej miejsca zapalne w świecie. Twierdzi on, że co czwarty afgański żołnierz dezerteruje albo odchodzi ze służby. Ci, którzy zostają, są źle szkoleni i marnie uzbrojeni (notabene część przekazanej im broni trafia na czarny rynek). Wojsko nie nabrało charakteru ogólnokrajowej siły, po blisko 9 latach wojny urzędnicy ministerstwa obrony i oficerowie wolą dbać o interesy swoich plemiennych i klanowych ziomków.
Na dodatek ani prezydent Hamid Karzaj, ani jego zachodni sojusznicy nie określili dokładnie, jakimi metodami to wojsko miałoby walczyć z talibami. ICC policzyło także – to pierwsze takie dane – że formowanie armii kosztuje rocznie 3,5 mld dol., potem jej utrzymanie pochłonie co roku kolejne 2 mld. Co ważne, nadal nie wiadomo, kto po odwrocie koalicji będzie utrzymywał ćwierćmilionowe wojsko. Bywało w dziejach Afganistanu, że po rejteradzie najeźdźców słabe wojsko rządowe zastępowały lokalne milicje, na przykład takie jak talibowie.
Polityka
22.2010
(2758) z dnia 29.05.2010;
Flesz. Ludzie i wydarzenia;
s. 12