Jesteśmy bowiem na starcie nietypowej, otwartej w tragicznych okolicznościach kampanii prezydenckiej, której wynik wyjątkowo absorbuje Polaków. Z kolei Europę coraz bardziej męczy grecki kryzys i straszy perspektywa rozniesienia finansowej zarazy. Kto ma głowę w takich warunkach kupować akcje choćby największej wschodnioeuropejskiej spółki? Po udanym debiucie wygląda na to, że wielu.
Owszem, kryzys warzy nastroje na europejskich giełdach, notowania falują, ale wielkie, międzynarodowe fundusze emerytalne i inwestycyjne chciały jednak kupić dziewięciokrotnie więcej akcji polskiego ubezpieczyciela, niż dla nich ostatecznie przeznaczono. 250 tys. Polaków niemal w maksymalnej wysokości złożyło zamówienia na zarezerwowane dla nich pakiety akcji. Podobny szturm na warszawski parkiet w jego 19-letniej historii zdarzył się tylko dwukrotnie, przy okazji sprzedaży akcji dwóch dużych banków. Jak widać, nawet w trudnych warunkach dobry towar dobrze się sprzedaje.
Ministrowi skarbu nie wypada więc teraz nic innego, jak podtrzymać rosnące zainteresowanie rodaków giełdą, skutecznie i szybko prywatyzując kolejne duże spółki (najszybciej wielki koncern energetyczny Tauron i samą GPW). Szef PZU Andrzej Klesyk powinien udowodnić, że jego firma rzeczywiście zasługiwała na ogromne zaufanie inwestorów, nie tylko ofiarując im hojną dywidendę, ale także szukając nowych, obiecujących dróg ekspansji.