Archiwum Polityki

Powiesili parlament

Witamy w Europie! Tak można by podsumować wynik wyborów powszechnych w Wielkiej Brytanii. Co dla nas jest chlebem codziennym – czasem, nie kryjmy, ciężkostrawnym – na Wyspach okazało się szokiem. Mimo ordynacji większościowej, zwycięska Partia Konserwatywna nie zdobyła większości w Izbie Gmin. Zabrakło jej dwudziestu mandatów. Zamiast świętować, niecałkowici zwycięzcy musieli więc zabrać się do poszukiwania partnera w rządzeniu i bataliach parlamentarnych z opozycją. Czyli za to, co jest elementarzem polityki kontynentalnej.

Zawieszony parlament, jak tu się go nazywa, to taki, w którym żadna siła polityczna nie może sformować rządu niepotrzebującego kogoś jeszcze do rządzenia. Polityczny system brytyjski na tym właśnie polega, by w wyborach dało się wyłonić wyraźnego zwycięzcę oraz silny i skuteczny rząd, niemuszący tracić czasu na polityczne targi i ucieranie kompromisu. A to jest właśnie esencją polityki parlamentarnej na kontynencie. Do systemu anglosaskiego tęsknią czasem w Europie zmęczeni tym politycy i część wyborców uprawiających mistyczny niemal kult okręgów jednomandatowych.

Ostatnie wybory na Wyspach są jednak ostrzeżeniem przed ceną, jaką Brytyjczycy płacą za swój system. Jest nim rażąca niereprezentatywność, a mówiąc potocznie, niesprawiedliwość i niedemokratyczność. Oto trzecia siła w obecnej polityce brytyjskiej, liberałowie Nicka Clegga, zdobyła tylko o sześć procent głosów mniej niż odchodząca po 13 latach rządzenia Partia Pracy Blaira i Browna. Ale w przeliczeniu na mandaty (57:258) okazała się karłem, a nie czarnym koniem. Wobec wyzwań XXI w. i możliwości Internetu system brytyjski okazuje się coraz bardziej archaiczny. Z perspektywy europejskiej widać to od dawna, teraz dostrzegli to też na Wyspach.

Polityka 20.2010 (2756) z dnia 15.05.2010; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 10
Reklama