Trudno wnikać w osobiste motywy każdej z tysięcy osób, które stanęły przy trasie przejazdu trumny z ciałem prezydenta, stały długie godziny w kolejkach do Pałacu, zapalały znicze na Krakowskim Przedmieściu, na placu Piłsudskiego i w tylu innych miejscach. Wypowiedzi obficie cytowane w mediach nie pozwalają jednak na uproszczony wniosek, że była to manifestacja politycznego poparcia, a czasem wręcz rodzaj przeprosin za wcześniejsze krzywdzące oceny. Przeciwnie: większość pytanych odcinała się od polityki; mówiono o przerażeniu ogromem katastrofy, o łączeniu się w bólu z rodzinami wszystkich ofiar, o potrzebie dotknięcia (i sfotografowania) dziejącej się historii, także o wielkim uznaniu dla osobistych zalet i rodzinnego ciepła, jakim emanowała Pierwsza Para, a przede wszystkim o potrzebie wyrażenia swego patriotyzmu.
Polacy, chyba silniej niż większość narodów, mają potrzebę manifestowania narodowej wspólnoty i jednocześnie mało mają ku temu okazji. Ostrość politycznych konfliktów ostatnich lat nie sprzyjała jednoczeniu się nawet w dni świąt narodowych.