Nieufność prezydenta wzbudziło to, że on sam żadnego zaproszenia do Waszyngtonu nie otrzymał, co nasunęło uzasadnione podejrzenie, że jego zaproszenie przechwycił i przywłaszczył sobie premier. Trudno się dziwić, że w tej sytuacji wiceszef BBN Witold Waszczykowski zażądał, aby premier na wszelki wypadek przedstawił prezydentowi oryginał zaproszenia. Waszczykowski przyznał, że on i prezydent prowadzą trochę inną niż rząd politykę w kwestii rozbrojenia nuklearnego. Domagając się okazania zaproszenia na waszyngtońską konferencję Waszczykowski nie krył, że istnieje niebezpieczeństwo, iż polski rząd może podjąć na tej konferencji zobowiązania rozbrojeniowe niezgodne z polityką jego i prezydenta. Być może chodzi o podjęcie zobowiązań, w wyniku których Polska z taktycznej broni atomowej rozbroiłaby się nadmiernie, co – biorąc pod uwagę fakt, że Polska broni takiej jeszcze nie posiada – byłoby ruchem przedwczesnym i mocno osłabiającym.
Ciekawe, co będzie, jeśli do czasu konferencji rządowi i prezydentowi nie uda się osiągnąć porozumienia w sprawie zaproszenia oraz w sprawie polskiej polityki rozbrojeniowej? W kręgach wojskowych pojawiają się sugestie, aby w tej sytuacji nieistniejący polski taktyczny arsenał atomowy rozdzielić między premiera i prezydenta, dzięki czemu premier mógłby w Waszyngtonie zobowiązać się do wycofania swojej broni atomowej, podczas gdy prezydent swoją dysponowałby nadal.