Archiwum Polityki

Czarno o szarakach

Już niedługo o zającu w śmietanie albo kuropatwie z rożna będzie można tylko poczytać.
Dziczyzna znika z polskich stołów. A co gorsza, także z łąk i pól. Przed 20 laty w Polsce żyło około 3 mln zajęcy. Dziś po łąkach kica ich niecałe pół miliona. Podobnie rzecz wygląda w przypadków kuropatw. W 1990 r. żyło w naszym kraju około miliona tych ptaków. Teraz jest ich niecałe 300 tys.

Gdy osiedlałem się na pograniczu Kurpi i Mazowsza, na skraju Puszczy Białej i na nadnarwiańskich łąkach nie można było przejść nawet krótkiego dystansu, by nie spotkać kilku zajęcy. Bażanty z furkotem podrywały się z trawy, a stadka kuropatw truchtem umykały spod nóg. Dziś takie spotkania należą do rzadkości.

Jeszcze pod koniec lat 80. i w latach 90. przed Bożym Narodzeniem widok wiszących za oknami zajęcy, bażantów i kuropatw kruszejących na mrozie nikogo nie dziwił. Teraz, aby przyrządzić tradycyjnego zająca z buraczkami czy bażanta albo pieczoną kuropatwę owiniętą w słoninkę, trzeba pobiegać po sklepach, a często zamawiać je wcześniej. I można się spodziewać, że wyciągnięta ze sklepowej zamrażarki sztuka będzie miała metkę informującą, iż przyjechała do Polski z zagranicy.

Ćwierć wieku temu eksportowaliśmy tysiące ton dziczyzny i kilkadziesiąt tysięcy sztuk żywych zajęcy. Głównie do Francji i Niemiec. Dziś to właśnie z tych krajów importujemy upolowane sztuki. I coraz częściej sprowadzamy żywe zające z... sąsiedniej Słowacji, by powiększyć czy wręcz odrodzić pogłowie szaraków.

Co się stało z drobną zwierzyną i ptactwem polnym? Skąd ta klęska, o której niektórzy naukowcy i myśliwi mówią, że to zapowiedź wyginięcia gatunków. Przyczyn jest kilka. Jedną z nich jest gospodarka monokulturowa, czyli duże obszary obsiane jedną rośliną.

Polityka 13.2010 (2749) z dnia 27.03.2010; Ludzie i obyczaje; s. 100
Reklama