Archiwum Polityki

Salonik odlotowy

Są rocznice, które obchodzimy uroczyście, i takie, które przechodzą zupełnie niezauważone. Niesłusznie. Otóż właśnie zbliża się piąta rocznica starań Polskich Linii Lotniczych LOT o uruchomienie na macierzystym, wydawałoby się, lotnisku w Warszawie własnego saloniku dla pasażerów podróżujących klasą biznes. Nie żeby takiego saloniku w ogóle nie było. Owszem, jest, ale prowadzi go Przedsiębiorstwo Państwowe Porty Lotnicze, udostępnia co prawda wszystkim liniom, jednak w zakresie bardziej niż ograniczonym – 30 miejsc, w zaopatrzeniu nieśmiertelne wafelki Prince Polo, chyba nieco nazbyt siermiężne jak na konkurencję panującą na tym rynku, gdzie walczy się dziś o każdego pasażera. LOT znajduje się w kłopotach nieustannych, ale ma cele ambitne, wśród nich podniesienie poziomu usług.

Jak się jednak okazuje, dogadanie się w sprawie jednego saloniku przekracza możliwości dwóch państwowych spółek. LOT i PPL są spółkami Skarbu Państwa, ale w sprawie jednej – PPL – więcej ma do powiedzenia minister infrastruktury, a drugiej, czyli LOT, minister skarbu. Nie żeby resorty nie chciały porozumienia. Owszem, chcą jak najbardziej. Sprawami saloniku interesowano się więc nawet na szczeblu ministerialnym. Specjalną wycieczkę po lotnisku odbyli wiceminister skarbu Zdzisław Gawlik oraz sekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury Tadeusz Jarmuziewicz w towarzystwie prezesów obu spółek. Podczas inspekcji dokonano prezentacji miejsca przeznaczonego na salonik, a także podjęto wiążące ponoć decyzje.

Tą kwestią interesował się także specjalny zespół ministra Michała Boniego, który przez kilka miesięcy (od maja do września 2009) próbował rozstrzygnąć wiele spornych kwestii między spółkami, wśród nich i tę dotyczącą saloniku.

Polityka 12.2010 (2748) z dnia 20.03.2010; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 7
Reklama