O ósmej wieczorem budynek Urzędu Komunikacji Elektronicznej robi wrażenie wymarłego. Znudzony strażnik wskazuje, jak dojść do windy. Potem wędrówka długim biurowym korytarzem, który opuszczają ostatnie sprzątaczki. Na końcu drzwi do gabinetu prezes Anny Streżyńskiej. Wchodzi się przez sekretariat. Drzwi otwarte, ale sekretarki dawno już nie ma. Zza następnych drzwi wyłania się pani prezes z pytaniem: Dlaczego pan nie wchodzi?
O tej porze w całym urzędzie tylko ona jeszcze pracuje. Pracownicy już się do tego przyzwyczaili, choć czasem ciężko to znoszą. Zwłaszcza ostatnio, gdy trwały negocjacje z Telekomunikacją Polską. Pracowali przez wiele dni po kilkanaście godzin dziennie.
– Trochę się przestraszyłam, bo ludzie zaczęli mi się wykruszać. Nie wytrzymywali fizycznie i zaczęli chorować – wspomina Anna Streżyńska. Kiedyś w środku nocy, gdy trzeba było podjąć ważne decyzje, zadzwonili do prezesa Telekomunikacji Polskiej Macieja Wituckiego, żeby przyjechał. Obudzony, wstał z łóżka, wsiadł do samochodu i zjawił się w UKE. – Było już dobrze po północy, puściliśmy pracowników do domów i sami uzgadnialiśmy ostatnie szczegóły. Poszło szybko, bo oboje marzyliśmy, by wreszcie odpocząć – wspomina Streżyńska.
Obejmując w 2006 r. Urząd Komunikacji Elektronicznej obiecała, że doprowadzi do powstania w Polsce wolnego, konkurencyjnego rynku telekomunikacyjnego.
Nikt nie traktował tego serio. Niespełna czterdziestoletnia, niedoświadczona, nie wie, na kogo się porywa – przekonywano.
Choć do końca kadencji zostało jej jeszcze 16 miesięcy, jest coraz bliżej wymarzonego celu. 22 października 2009 r. był z tego punktu widzenia ważnym dniem: prezes Telekomunikacji Polskiej Maciej Witucki uroczyście złożył podpis pod porozumieniem kończącym wojnę TP z regulatorem rynku telekomunikacyjnego.