Archiwum Polityki

Kochałam Matysiaków

Rozmowa ze Stanisławą Grotowską, reżyserką słuchowisk, m.in. słynnych „Matysiaków”, o wzajemnym przenikaniu świata rzeczywistego i radiowego

Krystyna Lubelska: – Pracowała pani w radiu publicznym przez 50 lat. Kawał życia i historii. Od 1978 r. reżyserowała pani radiową powieść „Matysiakowie”, która narodziła się na antenie 15 grudnia 1956 r.

Stanisława Grotowska: – Przed reżyserowaniem byłam realizatorką „Matysiaków”. Tak więc znałam losy tej powieści niemal od początku. Ale przecież reżyserowałam wiele słuchowisk. „Matysiaków”, jako etatowy pracownik radia, otrzymałam jako robotę z przydziału, ale kochałam tę powieść i ludzi z nią związanych.

Słucha ich pani teraz?

Nie unikam tej audycji, ale też jej specjalnie nie szukam. Zdaję się w tej sprawie na los, bo nie chcę nasłuchiwać, czy czasem coś mi tam nie zazgrzyta. Pewnie potrzebuję jeszcze chwili na odwyk. Mój następca na stanowisku reżysera stwierdził, że będzie szedł z duchem czasu. Ale przecież my cały czas szliśmy z jego duchem, czerpaliśmy z życia codziennego. Tydzień w tydzień, pan Jerzy Janicki z panią Dżennet Połtorzycką pisali świeże odcinki, w których odbijało się samo życie, aktorzy, odtwarzający postacie, dodawali jeszcze coś od siebie, z własnych doświadczeń. Matysiakowie to zwyczajna rodzina, nie dzieje się tam nic wielkiego ani skandalicznego. Szczerze przejmują się tym, co dzieje się w kraju, komentują, przeżywają. Przydarzają się im rozwody, problemy z dziećmi, czasem zdarza się dramat w postaci choroby i śmierci, ale są i historie radosne: śluby, narodziny kolejnych Matysiaków, awanse w pracy – tak to się wszystko plecie.

Niełatwo chyba reżyserować zwykłe życie?

Niełatwo, bo jak tu maglować tekst z aktorami, którzy grają przez kilkadziesiąt lat tę samą postać i doskonale wiedzą, jaka ona jest, czego potrzebuje.

Polityka 51.2009 (2736) z dnia 19.12.2009; Ludzie i obyczaje; s. 155
Reklama