Zwierzęta od pokoleń trzymane w zamknięciu, ograniczającym im wszystkie zachowania umożliwiające samodzielne życie, na wolności są bezradne. Posłużę się historią pewnego szympansa. Trudno zaprzeczyć, że jest to istota o niezwykłej inteligencji. Ten mieszkał przez dwadzieścia lat w klatce ogrodu zoologicznego. Po wybudowaniu nowej przestronnej małpiarni miał zmienić lokum. Nie umiał zaakceptować zmiany. Popadł w depresję. Siedział w kącie i cierpiał. Po powrocie do starego mieszkania odzyskał humor.
Jeżeli ktoś myśli, że każdy lis, norka czy szynszyla, wypuszczone z fermowej klatki, odnajdą się na wolności, jest w błędzie. Główną przyczyną są zmiany w psychice zniewolonych zwierząt. Porównując z podobnymi zaburzeniami u ludzi można je nazwać niedorozwojem intelektualnym, emocjonalnym i społecznym. Świnia nie stanie się dzikiem, a krowa turem. Mimo to zdarza się, że uratowane przez pseudoekologów ofiary zwierzęcego przemysłu odnajdują drogę do normalności. Niestety, naturze też to nie wychodzi na dobre. Najlepszym przykładem są norki amerykańskie. Znalazły w Polsce doskonałe środowisko do życia i skutecznie wyparły norkę europejską. Poza tym szybko wytępiły wiele gatunków innych zwierząt. Choćby piżmaki, które przed laty również przybyły do nas z daleka. Najgroźniejsze dla środowiska naturalnego są obce gatunki, sprowadzane z odległych stron świata. Dziś w naszych lasach można już spotkać szopy pracze, a jenoty od lat sieją spustoszenie pośród drobnych gatunków zwierząt. Karpie hodowlane wypuszczane do naturalnych zbiorników wodnych na próżno czekają na pokarm.
Zniewolenie rodzi dużo większe konsekwencje niż na pozór mogłoby się wydawać. Najlepszym przykładem jest pies.