Archiwum Polityki

Zaraz po ciszy

Wytwórnia płytowa ECM od 40 lat ma oblicze jednego człowieka – Manfreda Eichera.

Wysoki, postawny, z długimi białymi włosami. Wygląda młodo (rocznik 1943) jak dawny hipis. Za pożyczone pieniądze założył w 1969 r. w Monachium wydawnictwo, które nazwał ECM, w skrócie od Edition for Contemporary Music, i od tego czasu sam podejmuje decyzje. A to, jak widać, popłaca. W 2007 r. ECM na targach MIDEM w Cannes zostało uznane za wydawnictwo roku zarówno w dziedzinie jazzu, jak i muzyki poważnej. Nie było to pierwsze tego typu wyróżnienie. Nagrodę Grammy jako wydawca klasyki ECM otrzymało w 2002 r., a nominacje w dwóch kolejnych latach.

Eicher pochodzi z Berlina i jest kontrabasistą. Grał w orkiestrze symfonicznej, grał jazz. Ale naprawdę odnalazł się w roli producenta. To człowiek renesansu, a wszystkie swoje zainteresowania wykorzystuje w pracy. Szczególnie owocna – poza muzyką – okazała się jego fascynacja filmem, zwłaszcza Nową Falą. Kadry z tych dzieł zaczął wykorzystywać na okładkach wydawanych przez siebie płyt (i wciąż je wykorzystuje, np. na płytach „Soul of Things” i „Suspended Night” Tomasza Stańki). Współpracuje też z fotografami i grafikami tworzącymi obrazy o podobnym klimacie. Nieoczywiste, zamglone krajobrazy, detale, motywy graficzne stały się wizytówką firmy i znalazły wielu naśladowców.

Miłość Eichera do filmu okazała się zresztą większa niż tylko sięganie do kadrów Alaina Resnais czy Jeana-Luca Godarda. ECM wydało soundtracki z filmów Godarda i DVD z jego krótkimi filmami, a także muzykę filmową Eleni Karaindrou do filmów Theo Angelopoulosa, a sam Eicher raz w życiu (w 1992 r.) spróbował roli współreżysera w filmie „Holozän”, stworzonym wraz z Heinzem Bütlerem według powieści Maksa Frischa.

Polityka 50.2009 (2735) z dnia 12.12.2009; Kultura; s. 62
Reklama