Rozmowa z Jarosławem Milewczykiem, twórcą portalu apostazja.pl
Nowe zasady postępowania z osobami, które chcą wystąpić z Kościoła katolickiego, Episkopat przyjął rok temu. Wy, polscy apostaci, piszecie w tej sprawie list do Benedykta XVI dopiero teraz. Dlaczego?
Od początku było wiadomo, że zasady przyjęte przez polski Kościół w kwestii apostazji są sprzeczne z wytycznymi przyjętymi przez Watykan w 2006 r. Ale chcieliśmy zobaczyć, jak to będzie działało w praktyce.
Jakie są główne sprzeczności?
Na całym świecie do apostazji wystarczy uzewnętrznienie woli w obecności przedstawiciela Kościoła. W Polsce wymaga się dwóch świadków, dokumentów, nie ma terminu formalizacji apostazji, więc można to przeciągać w nieskończoność. Apostazja dokonana za granicą nie jest honorowana, co oznacza, że w jednym kraju jest się katolikiem, a w drugim nie. Nieletni nie może wystąpić z Kościoła, nawet za zgodą rodziców. Kolejny paradoks: rodzice mogą decydować o chrzcie, a o apostazji już nie, np. kiedy chcą zmienić wyznanie.
A jak to działa w praktyce?
Zdarzają się kulturalne, dobre apostazje, ale regułą jest raczej utrudnianie, zwlekanie, wprowadzanie w błąd, a bywa, że i żądanie: co łaska.
Po co Kościołowi te fikcyjne owieczki?
Myślę, że Kościół obawia się utraty wpływów, którym służą statystyki o miażdżącej, katolickiej większości. Trudno powiedzieć, ilu jest apostatów w Polsce. Te dane ma tylko Kościół. Ja szacuję, że około 100 tys. To musi być istotne zjawisko, bo gdyby nie było, nie byłoby też instrukcji. A jestem przekonany, że gdyby na polskim gruncie wprowadzić instrukcję watykańską, fala apostazji byłaby większa. (J. Pod.)