Jej pojedyncze wizerunki pojawiały się jeszcze w Średniowieczu i – wstyd przyznać – nie u nas, lecz w ikonografii zagranicznej. A co gorsza, w niezbyt sympatycznym kontekście – jako tej, która składa hołdy niemieckim cesarzom. Na ziemiach polskich rozkwitła dopiero w XVI w. Przewidziano dla niej niezwykle ważne zadanie: swą obecnością budować miała narodową tożsamość i umacniać władzę królów oraz szlachty. Jednoczyć i cementować. Nic dziwnego, że często zaopatrywano ją w insygnia władzy i urzędów (laska marszałkowska, buława hetmańska), otaczano wianuszkiem herbów. Przydawano też atrybutów, które niosły wyraźny przekaz: z Polonią nie ma żartów.
Na książkowych rycinach, pałacowych plafonach czy medalach zaopatrzona jest, w zależności od sytuacji, we wszelaką broń białą, pancerze, a niekiedy też symbole cywilnych zainteresowań (np. kłosy żyta). Zazwyczaj budzi respekt, w antycznym entourage’u, jako Geniusz, Minerwa, Westalka. Dumna i chłodna, z wyprężoną piersią, bardziej bogini niż opiekunka. Niekiedy przesadzano w tym przydawaniu jej symbolicznych cnót i atrybutów. Na anonimowej rycinie z 1688 r., będącej tytułową stroną księgi Józefa Zebrzydowskiego, biedna Polonia wprost ugina się od bogactwa, którym ją obdarzono: miecza, wagi, pastorału, księgi, wieńca laurowego, kaduceusza, cyrkla, szyszaka, lufy, miecza, strzał i szabli.
Najczęściej przebywała w elitarnym towarzystwie.
Bywała, stojąc tuż przy władcach, na niemal wszystkich koronacjach od XVI do XVIII w. Co ciekawe, słabość do pokazywania się w polityczno-celebryckim towarzystwie została jej na długo. Na początku XIX w. najchętniej portretowała się z Tadeuszem Kościuszką, zaś po odzyskaniu przez Polskę niepodległości – z marszałkiem Józefem Piłsudskim.