Aż do ostatniej chwili ugoda w sprawie PZU, zawarta między ministrem skarbu Aleksandrem Gradem a Bertem Hemskeerkiem, reprezentującym Eureko, wisiała na włosku. Część Holendrów nie chciała zrezygnować z kontroli nad polską spółką. Jeszcze w czwartek 1 października dominowała niepewność i niepokój. Szczęśliwy finał nastąpił w nocy z czwartku na piątek.
Za rozwiązanie niemal dziesięcioletniego sporu trzeba będzie słono zapłacić (4,7 mld zł rekompensat i 4 mld zaległej dywidendy), ale lepszego wyjścia nie było. Premier Tusk postawił warunek, że całą operację sfinansuje PZU. Z kieszeni podatników nie wypłynie ani złotówka. Holendrzy rezygnują z zakupu 21 proc. udziałów ubezpieczyciela, co dawałoby im nad nim pełną kontrolę. To był główny przedmiot sporu. Pozostałe punkty ugody to jego konsekwencja.
Stopniowo więc Eureko w ogóle będzie wycofywać się z PZU, docelowo jego zaangażowanie w polską spółkę nie przekroczy 5 proc. udziałów. Pierwszy pakiet sprzeda podczas debiutu giełdowego PZU, który ma nastąpić w 2010 r. Wtedy też 5 proc. udziałów sprzeda państwo, zachowując 50 proc. plus jedną akcję, czyli pełną kontrolę nad spółką. Dziś trudno sobie wyobrazić, by kiedykolwiek miało się tej firmy pozbyć. Eureko wycofa swoich ludzi z zarządu i rady nadzorczej, a statut spółki zostanie zmieniony.
Za to wszystko zapłacimy Holendrom w dwóch ratach. Pierwsza, którą wypłacić trzeba w ciągu ośmiu tygodni, to 4 mld zł zaległej dywidendy. PZU nie wypłacało dywidend od trzech lat, żeby odciąć Eureko od kasy, mimo że nasz rząd też bardzo potrzebował pieniędzy, a ubezpieczyciel i tak nie mógł ich wydać, np. na zagraniczne zakupy, bez zgody obu akcjonariuszy. Kolejne 3,55 mld zł to rekompensata za poniesione przez Holendrów straty. Ich wypłata ma nastąpić do czasu debiutu giełdowego.