Był Wielki Czwartek 2008 r. Robert Rewiński wybrał się po przedświąteczne zakupy. Niedaleko od domu drogę zajechał mu jeep. Wyskoczyło z niego trzech potężnie zbudowanych mężczyzn: „Pan Robert Rewiński? Policja”. Powiedzieli mu, że jest poszukiwany, i grożąc bronią, wyciągnęli go z auta. W kajdankach zawieźli na komisariat. Nie wierzyli własnym oczom, gdy zobaczyli decyzję sądu o aresztowaniu: „Artykuł 212? A co to, kur..., jest?”.
Okazało się, że chodzi o tekst, w którym kilka lat wcześniej Rewiński jako dziennikarz lubuskiej „Gazety Wyborczej” opisywał, jak publiczne pieniądze z tamtejszego Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska zasilały firmę, której działalność nie miała nic wspólnego z ochroną środowiska, i ujawniał powiązania między jej właścicielem a władzami WFOŚ. Biznesmen oskarżył dziennikarza o pomówienie.
Rewiński złożył już wtedy wyjaśnienia przed sądem, ale postępowanie przekazano do innego sądu i rozpoczęto od nowa. Tymczasem dziennikarz przeprowadził się do Warszawy. Sąd kierował wezwania na stary adres, w końcu uznał, że Rewiński się ukrywa i wysłał za nim międzynarodowy list gończy. Policja znalazła dziennikarza bez problemu: wystarczyło zajrzeć do systemu PESEL. Wielkanoc i kolejne dni Rewiński spędził w areszcie.
§ na prawdę
Zgodnie z artykułem 212 kodeksu karnego za pomówienie innej osoby, a nawet firmy czy instytucji, grozi kara do roku pozbawienia wolności. Kara za pomówienie w mediach może być jeszcze surowsza: do dwóch lat więzienia. Ostatnio Sejm przyjął ustawę, w której nieco złagodził kary – jeśli zatwierdzi ją Senat i podpisze prezydent, za pomówienie zwykłe grozić będzie najwyżej ograniczenie wolności, za pomówienie w mediach – do roku więzienia. Nowe prawo zacznie jednak obowiązywać dopiero sześć miesięcy po jego ogłoszeniu.