Gwarancja
Poprawczak w Konstantynowie Łódzkim: 70 chłopaków. Strażnik, który pracuje tu od 16 lat, mówi, że naoglądał się nieszczęść. Najgorzej bywa w święta, jak Wigilia, bo niektórzy chłopcy nie mają dokąd pojechać. Jeśli nawet mają domy, to przy pierwszej gwiazdce rodzice już pewnie całkiem pijani. Teraz czekają na hasło rozpoczęcia dnia: pójdą do szkoły albo do warsztatów szkolić się na ślusarzy, mechaników, stolarzy. Inni do pracy przy meblach biurowych zamówionych przez sąd w Zgierzu, bo źli młodzi robią świetne meble z płyt wiórowych, na których zakład zarabia, połowę zarobków oddając państwu.
Są wśród stolarzy i mordercy, niektórzy ubrani w jaskrawoczerwone kombinezony z napisem „zakład poprawczy” na plecach, są alkoholicy, byli narkomani, włamywacze, rozbójnicy, wtórni analfabeci. Ale dla dyrektora (nie chce podać nazwiska) to przede wszystkim ludzie zgubieni gdzieś po drodze przez system wychowania: – Na początku lat 90. widziałem, jak w Łodzi zdejmowano z budynku tablicę z napisem „kuratorium oświaty i wychowania”, by przykręcić inną, bez słowa wychowanie. Pracowałem wtedy w szkole za dnia, a wieczorami w zakładzie poprawczym. Na szkolnych korytarzach dokładnie widziałem, kto niedługo przekroczy linię, nikt mu nie pomoże i w końcu trafi do poprawczaka. Dlaczego psycholog czy pedagog szkolny nie robią tego pierwszego kroku? Dlaczego zakłady poprawcze mają być jedynym miejscem odpowiedzialnym i rozliczanym za wychowanie?
W zakładowym warsztacie wisi na podnośniku stary model Daewoo. Chłopaki w nim pogrzebią i na pewno naprawią. Ale człowiek, mówi dyrektor, nie jest samochodem i nie można oczekiwać, że wyjdzie z poprawczaka jak nowy, z dożywotnią gwarancją na naprawę.
Interpretacja
Być młodym bandytą to – biorąc pod uwagę dane NIK – luksus.