Archiwum Polityki

Kryzys. Być chorym i żyć z chorym

Rozmowa z Mariolą Kosowicz

Ewa Wilk: – Ta rozmowa miała się zacząć innym pytaniem. Ale kilkanaście dni przed naszym spotkaniem dowiedziała się pani, że niezbyt poważna dolegliwość może okazać się nowotworem. Szczęśliwie już wiadomo, że nie. Teraz już pani wie, jak to jest.

Mariola Kosowicz: – Jak to jest usłyszeć i czekać? Na schodach szpitala pewien kolega zbladł, mocno mnie przytulił i mówi, że to niemożliwe, to tak nie może być. Zdałam sobie sprawę, że masa osób tak myśli: to nie może dotknąć naszych bliskich, znajomych, przyjaciół. No i nas samych.

Największa lekcja z całego tego epizodu to nie bać się wyjść do ludzi i powiedzieć: potrzebuję ciebie.

 

Samotność

Rak na początku nie boli, boli samotność, prawda?

Człowiek – mimo że ma wielu ludzi wokół – w jakimś sensie zawsze jest samotny. Wszystko, czego doświadczamy – radości, smutku, bólu, zwątpienia – doświadczamy sami z sobą. Nikt tego za nas nie przeżyje. Drugi człowiek może starać się w naszych przeżyciach współuczestniczyć. Kiedy o tym zapominamy, nie akceptujemy faktu owej samotności, pojawiają się oczekiwania, iż w sytuacjach dla nas trudnych inni powinni wiedzieć, jak się zachować.

A nie ma takiego schematu prawidłowej reakcji?

Nie. Na poziomie intelektualnym rozumiemy, że każdy myśli inaczej, że może inaczej odczuwać, ale na poziomie emocjonalnym bardzo oczekujemy, by postąpił w określony sposób.

Przypominam sobie, kiedy zmarł na nowotwór młody chłopiec i trafiła do mnie jego rodzina. Mama chłopca sprawiała wrażenie ciężko chorej, na granicy śmierci. Miała depresję, od wielu tygodni nie jadła. Natomiast ojciec – spokojny, poważny – po pogrzebie synka wziął się mocno do pracy.

Ja My Oni „Jak kochać i być kochanym" (90155) z dnia 27.05.2009; Poradnik psychologiczny; s. 92
Reklama