Archiwum Polityki

Siódme niebo

Miałem niedawno sen. Jak się potem okazało, proroczy. Jako kabinowy tłumacz przysięgły z amerykańskiego na kaszubski spałem w jednym łóżku z premierem Tuskiem, żeby miał mnie pod ręką, gdy zadzwoni w nocy Biały Dom z Waszyngtonu. Wszystko szło dobrze, premier spał spokojnie jak aniołek, bo pod ręką miał mnie, tylko że gdy Barack Obama zadzwonił, to ja jako tłumacz kabinowy z tego właśnie powodu byłem obok w kabinie. Słyszałem dobrze, jak rozmawiali, choć trochę ich zagłuszał nasz prezydent, który stał na ulicy pod oknem i ryczał ze śmiechu, że Tusk mówi po angielsku. Tymczasem premier Tusk prosił Obamę, aby z wiadomością, że tarczy nie będzie, był łaskaw zadzwonić jutro, 17 września, bo wtedy szef opozycji z PiS będzie w siódmym niebie. Słyszę w tym śnie, jak Tusk mówi: „Leader PiS will be in seven heaven”. Barack źle widocznie zrozumiał nazwę partii i pyta: „To szef opozycji też siedzi w tej samej kabinie?”. „Tak – odpowiada premier. – Bo u nas kabiny w samolotach ciągle się psują i wciąż są w remontach, więc jak jedna jest czynna, to wszyscy zaraz lecą…”. Logika snów jest z krainy absurdów rodem.

Obudziłem się w hotelu w Warszawie i proroczość snu wnet wyszła na jaw, bo telefon z mojej suwalskiej wioseczki donosił, że kabina prysznicowa nie działa i będzie wymieniana przez specjalistę. Zabraknie 500 zł. Zerwałem się na nierówne nogi, bo takie mam właśnie ostatnio, pokuśtykałem do hotelowej łazienki, aby być w gorącej wodzie Company Ltd., a potem do urzędu pocztowego, gdzie sama nowoczesność i XXI w. Marmury i elektronika.

Osiem okienek, z czego siedem spokojnie odpoczywa. Ding-dong odezwał się gong i wyświetlił się krystalicznie ciekły numerek.

Polityka 39.2009 (2724) z dnia 26.09.2009; Tym; s. 121
Reklama