Archiwum Polityki

Nowa twarz lewicy

Do wyborów prezydenckich jeszcze rok, ale prace nad wyborem odpowiedniego kandydata trwają już niemal we wszystkich obozach politycznych. Jest o czym myśleć, bo o ile chętni do wybierania nowego prezydenta są, to wydaje się, że nie ma chętnych do tego, by to akurat ich wybierano. No, poza nielicznymi wyjątkami. W Platformie mają pewniaka (sami Państwo wiedzą kogo), na tyle pewnego, że sam chce startować, ale już w PiS sytuacja może się skomplikować. A wszystko przez kłopoty SLD.

Partia od dłuższego czasu zastanawia się, kogo namaścić na prezydenckiego kandydata. Jak mówią na lewicy, dobry kandydat to być albo nie być formacji. To furtka do dobrych notowań w nadchodzących wyborach samorządowych (też w 2010 r.) i parlamentarnych w 2011 r. Stąd poruszenie w szeregach. Grzegorz Napieralski zadeklarował, że chce w tej sprawie rozmawiać z Jolantą Kwaśniewską i Włodzimierzem Cimoszewiczem. Gorzej, że oni nie chcą. A już na pewno o tym, by zostali kandydatami lewicy na urząd prezydenta. Może więc Jacek Majchrowski, Katarzyna Piekarska, Jolanta Szymanek-Deresz, Ryszard Kalisz, Jerzy Szmajdziński? – trwają gorące dyskusje w SLD. Niektórzy wpadają wręcz w desperację. „Jeśli nie będzie kandydata, sam jestem gotów wystartować” – wyznał „Gazecie Wyborczej” były szef SLD Wojciech Olejniczak. Może jednak nie będzie to konieczne, bo w partii rośnie w siłę frakcja pogłębiania sojuszu z PiS. Po udanej wspólnej batalii o telewizję niektórzy działacze snują dalekosiężne plany: niech kandydatem SLD będzie Lech Kaczyński. Kojarzony z PiS traci sporo poparcia tylko za to, że z PiS jest kojarzony. Gdyby został twarzą lewicy, mógłby odzyskać dawne ludzkie, łagodne oblicze – przekonują działacze SLD działaczy z PiS.

Polityka 39.2009 (2724) z dnia 26.09.2009; Fusy plusy i minusy; s. 119
Reklama