Archiwum Polityki

O orce, co nie chciała wolności

Keiko? Czy to dobre imię dla orki... Sam nie wiem, ale pewnie lepsze od Siggiego, bo Keiko, zanim został Keiko, nazywał się Siggi. Siggiego wyłowiono kiedyś u wybrzeży Islandii, a że nie nadawał się na przerób, był za mały, a bieda już opuściła ten kraj i nikt nie był głodny, pogardzono nim jako potencjalnym mięsem i dano żyć. Wsadzono go do ogromnego pojemnika w porcie hafnarfjordzkim i właściwie nie wiedziano, co z nim począć. Nadano mu imię Siggi i dokarmiano świeżymi śledziami. Ale Siggi miał depresję i marniał w oczach.

Zainteresowali się nim żołnierze z bazy amerykańskiej, a potem przyjechał ktoś z Ameryki, jakaś rodzina jednego z wyżej postawionych oficerów. Zrobiono kilka zdjęć, pooglądano zwierzę i zaproponowano miastu pozbycie się kilku ton nieprzydatnego mięsa. Załatwiono transport i Siggi wojskowym herkulesem, na pokładzie którego była specjalna wanna, poleciał sobie za ocean i nikt z mieszkańców Hafnarfjordur nie zauważył jego zniknięcia, choć wcale nie był mały.

Sprawa ucichła, nikt nawet po największej wódzie nie rozmawiał o jakiejś zabiedzonej orce. Za to w Ameryce zaraz szczęście się do niego uśmiechnęło i dostał lokum, a potem pracę na cały etat w jednym z florydzkich delfinariów. Siggi był pojętnym i wdzięcznym podopiecznym, tak że w krótkim czasie przybrał na wadze, zwalczył depresję i nauczył się kilku chytrych sztuczek. Po dwóch latach pobytu w delfinarium był już gwiazdą, a jako gwiazda dostał pseudonim artystyczny. Przestał używać islandzkiego imienia. Zaczęto go przedstawiać jako Keiko. Keiko był tak świetny w tym, co robił, że przysporzył nie tylko ogromnych zysków właścicielom delfinarium, ale jego sława dotarła aż do Hollywood.

Polityka 39.2009 (2724) z dnia 26.09.2009; Kultura; s. 78
Reklama