Archiwum Polityki

Pianista od Trane’a

McCoy Tyner, The Real McCoy

Kiedy przypomnimy sobie te największe, najwspanialsze nagrania Kwartetu Johna Coltrane’a, przyjdą nam na myśl nie tylko natchnione, czyste jak kryształ, trafiające w punkt każdą nutą solówki lidera, ale i szalone kaskady, biegniki, rulady w prawej ręce pianisty, wsparte ciężkimi, nieregularnymi akordami w lewej ręce. Coltrane robił swoje, ale to McCoy Tyner podgrzewał atmosferę, dawał wyjątkowe tło, które jeszcze lepiej uwypuklało wypowiedzi głównego bohatera. Kiedy słuchaliśmy Tynera w Warszawie, trudno było o tym nie pamiętać, choć podczas ostatniego występu w 2004 r. prezentował zupełnie inny styl gry niż ten, który znamy z tamtych czasów. Jednak stale patrzymy na niego jako na część wielkiej legendy (tym bardziej że sam wielki Trane nigdy do Polski nie dotarł), choć przecież ta legenda trwała tylko sześć lat (1960–1966). Ten czas jednak ukształtował Tynera, który rozpoczynając tę współpracę miał zaledwie 22 lata (pomyśleć, że na grę na fortepianie zdecydował się dopiero jako trzynastolatek!). Ale sam był też, i wciąż jest, liderem wielu zespołów, w tym – już w latach 80. – big-bandu.

Z firmą Blue Note rozpoczął współpracę w 1967 r., zaraz po rozstaniu z Coltrane’em (który zaczął wówczas uprawiać muzyczną mistykę z drugą żoną, harfistką Alice). Płyta „The Real McCoy” (tytuł tej płyty jest zarazem idiomem oznaczającym w języku angielskim po prostu coś prawdziwego, autentycznego) jest pierwszą z siedmiu, które nagrał dla tej wytwórni w ciągu trzech lat. Wystąpili na niej również saksofonista Joe Henderson (z którym Tyner grywał już od paru lat), basista Ron Carter (współpracownik Milesa Davisa) oraz perkusista Elvin Jones, członek dawnego kwartetu Coltrane’a.

Polityka 39.2009 (2724) z dnia 26.09.2009; Kultura; s. 66
Reklama