Archiwum Polityki

Gadające łowy

Wróblem wylatuje, a wraca wołem. Psycholodzy twierdzą, że plotka spełnia wiele ważnych funkcji: uczy nas zasad współżycia, zacieśnia więzy międzyludzkie.

Niewiele publikacji naukowych wywołuje natychmiastową i ożywioną publiczną debatę, lecz artykuł Stephanie Brown i jej kolegów z Michigan University pod niepozornym tytułem „Społeczna bliskość podwyższa poziom progesteronu w ludzkiej ślinie”, który pojawił się w czasopiśmie „Hormones and Behavior”, był takim rzadkim wyjątkiem. Progesteron, przypomnijmy, jest żeńskim hormonem płciowym, który poza rozmaitymi funkcjami związanymi z reprodukcją wpływa także korzystnie na ludzką potrzebę emocjonalnej więzi z innymi. Pani profesor Brown i jej współpracownicy przeprowadzili prosty eksperyment, który dowiódł, że stężenie tego hormonu w naszej krwi (i ślinie) zależy od tego, o czym rozmawiamy. Część badanej przez nią grupy 160 studentek, podzielonych losowo na pary, otrzymała zadanie wspólnej korekty artykułu z dziedziny botaniki, zaś pozostałym parom polecono, by przez 20 minut pogwarzyły sobie na tematy osobiste. Kiedy porównano potem ich poziom progesteronu w próbkach śliny, okazało się, że te zajęte „wzmacnianiem kobiecych więzi” (tzw. female bonding) miały owego hormonu więcej. Ponieważ ma on, generalnie, pozytywny wpływ na zdrowie, wywnioskować można z tego eksperymentu, że intymne rozmowy przedłużają kobietom życie.

Nie byłoby to odkrycie szczególnie sensacyjne (wiadomo przecież, że kobiety żyją dłużej niż mężczyźni), gdyby relacjonujący badania pani Brown dziennikarze nie dokonali pewnej subtelnej interpretacji, określając owe rozmowy na osobiste tematy jako plotkowanie. Intencja ich była zrozumiała – tytuł „Plotkowanie przedłuża życie” sprzedaje się znacznie lepiej niż jakieś ściśle naukowe nagłówki. Choć niektórzy krytycy takie uproszczenie wniosków badań potraktowali jako pogoń za sensacją, interpretacja ta nie była wcale myląca.

Polityka 38.2009 (2723) z dnia 19.09.2009; Nauka; s. 84
Reklama