Archiwum Polityki

Buk wojny

Nowy dowódca wojsk lądowych był już na jednej wojnie, w Iraku. Ale jeszcze cięższą będzie musiał stoczyć w kraju. Skomputeryzować wojsko, zwolnić niepotrzebnych oficerów, nie dać się

Tadeusz Buk łączy w sobie wiele skrajności. Miłośnik Norwida, w wolnych chwilach zgłębiający łacinę klasyczną, dał się poznać szerszej publiczności w serialu „Kawaleria powietrzna”, gdzie soczystą „k…” udowadniał znajomość łaciny armijnej. Odważnie kontestujący wojskowe idiotyzmy, a jednocześnie oddany mundurowi na śmierć i życie. Surowy i bezwzględny dla podwładnych, ale potrafiący zaryzykować karierę, żeby pomagać tym z nich, którym powinęła się noga. Taką postać trudno zaszufladkować i jeszcze trudniej nad nią zapanować. Ale po burzy wywołanej krytyką wojskowego betonu w wykonaniu gen. Waldemara Skrzypczaka trzeba było postawić na człowieka nie mniej charyzmatycznego i kompetentnego. Zdolnego zapanować nad armią, która coraz więcej wymaga, ale coraz mniejszej liczbie wyzwań jest w stanie sprostać.

Jak Buk sobie nie poradzi, to wszyscy będziemy mieli problem, bo lepszego od niego póki co nie widać – mówi Aleksander Szczygło, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, który pozytywnie opiniował nowego szefa wojsk lądowych prezydentowi.

Kiedy kandydatura Buka pojawiła się na giełdzie nazwisk, w Internecie zaroiło się od głosów oponentów. Niektórym podwładnym tak mocno zapadł w pamięć, że wspominali go jeszcze po ponad 20 latach: „Pamiętam pana z Żagania. Niezły sk... z pana był. Myślę, że wielu ma o panu taką opinię, zwłaszcza pobór 1986–1988, 4. kompania czołgów. Pozdrawiam”. Bardziej wyważoną ocenę wystawił mu inny internauta: „Życiowo normalny gość, służbowo ciężki – lenie i nieudacznicy mogą się bać”. Piotr Bernabiuk, dziennikarz „Polski Zbrojnej” od lat śledzący karierę gen. Tadeusza Buka, z optymizmem wyraża się o przyszłości wojsk lądowych pod nowym dowódcą: – Żołnierze go pokochają, ale wcześniej spłyną krwią i potem.

Polityka 38.2009 (2723) z dnia 19.09.2009; kraj; s. 20
Reklama