Im dłuższa lista znajomych, zapisana na portalu społecznościowym, niczym balowy karnet, im więcej kliknięć od zainteresowanych zalicza jej gospodarz, tym bardziej wzrasta jego prestiż i pozycja towarzyska. Zdaniem Olafa Gajla, internetowego eksperta, zbieranie znajomych przekształciło się w rodzaj e-kolekcjonerstwa. – W Polsce prawie 70 proc. użytkowników serwisów społecznościowych stosuje je, by kontaktować się ze znajomymi. Problem polega jednak na tym, że ludzi zaczyna męczyć i nudzić zbytnia otwartość tych kontaktów, ich pozorna intymność oraz nadmierna powierzchowność.
e-otwartość
Jednak walka w sieci o zdobycie kolejnych dusz nie ustaje ani na chwilę. Nie ma chyba internauty, który przynajmniej raz nie dostałby od innego zachęty do dołączenia się do listy jego znajomych. Wcześniejszy wzajemny kontakt nie jest konieczny, wystarczy osiągnąć status tzw. sugerowanego znajomego, a więc być znajomym znajomych. Niektórzy zorientowani snobistycznie sami pchają się na listy, gdzie widzą dobrze notowane w ich środowisku nazwiska, odnajdując w ten sposób wejście do świata vipów.
W portalach społecznościowych wielu użytkowników widzi środek na samotność, nieśmiałość, zbytnią introwertyczność. Niektórzy psychologowie są zdania, że dzięki nim ludzie o skrytych wnętrzach łatwiej się otwierają i uczą kontaktów z bliźnimi. Inni uważają, że jest to zwykłe żerowanie na ciekawości, nostalgii, tęsknocie do bycia wyjątkowym i zauważonym.
We wspomnianych portalach panuje przede wszystkim cywilizacja obrazkowa. Do pisemnego komunikowania się wystarczyłby internautom system poczty elektronicznej. A na portalach, oprócz komunikacji e-mailowej, można prowadzić m.in. czaty, przechowywać utwory muzyczne i materiały wideo; najistotniejszą jednak rolę pełnią zdjęcia oraz filmiki, którymi użytkownicy zapełniają należące do nich strony.